Plandeka bohaterem finału MIMP To, że zawody doszły do skutku można rozpatrywać w kategoriach sukcesu. Od wtorkowego wieczoru organizatorzy nerwowo patrzyli w niebo i posiłkowali się fatalnymi prognozami na następne godziny. W nocy przez Lublin przeszła prawdziwa nawałnica. Padało też rano. Gospodarze wyszli z założenia, że przezorny zawsze ubezpieczony i w porę podjęli decyzję po rozłożeniu plandeki, którą zdjęto dopiero dwie-trzy godziny przed rozpoczęciem turnieju, gdy zza chmur zaczęło przebijać się słońce. Po raz kolejny okazało się jak zbawiennym wynalazkiem potrafi być kawałek materiału rozłożony dookoła toru. Gdyby sugerować się statystykami, w ciemno można było obstawiać, że w trójce znajdą się Mateusz Cierniak, Bartłomiej Kowalski i Wiktor Przyjemski, kwestią był rozdział miejsc na podium. I kiedy ostrzyliśmy sobie zęby na elektryzujący pojedynek dwóch najlepszych juniorów PGE Ekstraligi - Cierniaka i Kowalskiego, tuż przed prezentacją jak grom z jasnego nieba gruchnęła informacja, że w MIMP nie wystąpi reprezentant miejscowego Platinum Motoru. Cierniak przechodzi rehabilitację po odnowieniu się kontuzji barku. No to skoro wykruszył się jeden z murowanych faworytów do tytułu, nasze oczy skierowaliśmy na Kowalskiego i Przyjemskiego. Niestety te emocje też zostały bardzo szybko zabite. Już w inauguracyjnym biegu żużlowiec Abramczyk Polonii Bydgoszcz po kontakcie z Kacprem Grzelakiem upadł na tor. Rewelacyjny Bańbor wprowadził stadion w ekstazę Najgorsze nadeszło jednak w powtórce. Przyjemski wciskał się na wyjściu z pierwszego wirażu pod łokieć Grzelakowi, czym spowodował brzydki karambol jeszcze z udziałem Sadurskiego. Do żużlowca Polonii wyjechała karetka, a po kilku minutach oględzin lekarz orzekł niezdolność do jazdy - 18-latka. Zawodnik uskarżał się na ból szyi i w celu dokładniejszych badań udał się do szpitala. Na szczęście skończyło się na strachu ponieważ u Przyjemskiego stwierdzono jedynie mocne potłuczenia. Pech kolegów oznaczał, że przed Kowalskim rozłożono czerwony dywan do złota. Do czwartej serii wszystko szło jak z płatka. Na Bartka nie było mocnych. Wtedy zawodnik Betard Sparty Wrocław zadbał o odrobinę dramaturgii, bo w szesnastym wyścigu niezbyt silnej obsadzie zameldował się na mecie dopiero trzeci. To była tylko chwila słabości. W siedemnastej gonitwie Kowalski utrzymał nerwy na wodzy i przypieczętował złoto w ostatnim roku, w którym jeździ w gronie młodzieżowców. Za plecami tarnowianina niemiłosiernie się kotłowało. Do biegu dodatkowego o srebro przepustkę wywalczyło sobie aż czterech zawodników. Tam próbkę talentu dał złoty chłopiec z Lublina - Bartosz Bańbor. Rewelacyjny 16-latek, którego cechuje w pozytywnym tego słowa znaczeniu niezwykła bezczelność torowa wprowadził Aleje Zygmuntowskie w ekstazę. Bańbor piorunująco wyszedł spod taśmy, pognał po srebro i publiczność zgromadzona na stadionie na chwilę zapomniała o tym, że w stawce zabrakło Cierniaka. Brąz padł łupem Damiana Ratajczaka, który na finałowym okrążeniu "strzelił" Oskara Palucha.