Problemami zdrowotnymi Nickiego Pedersena żyje przynajmniej połowa Grudziądza. Drużyna chcąc nie chcąc z każdym meczem przybliża się do spadku z PGE Ekstraligi, a szanse na utrzymanie maleją z każdym tygodniem. Miejscowy klub jest pod ostrzałem, ale myślę sobie, że jeszcze nie czas na końcowe rozliczenia. Kosztowna randka w ciemno GKM to taka drużyna, która przed sezonem mogła marzyć o play-offach, ale równie dobrze wcale nie mogła być pewna utrzymania w lidze. W tym zespole było sporo znaków zapytania, a tym największym był Nicki Pedersen. Duńczyk na początku rozgrywek prezentował się świetnie, ale później przyszła zadyszka. Mniej więcej w tym samym momencie zaczęły się problemy drużyny prowadzonej przez Janusza Ślączkę. Grudziądzanie są obecnie głównym pretendentem do spadku. Zdaję sobie sprawę, w jak trudnym są położeniu, ale myślę sobie, że to jeszcze nie ten ten moment, aby ferować wyroki. Terminarz łatwy nie jest, ale kalendarz nie będzie rozpieszczał także inne kluby - przede wszystkim Cellfast Wilki Krosno czy Fogo Unię Leszno. W GKM-ie jeszcze nie wszystko stracone, ale tutaj potrzebne jest pospolite ruszenie. Drużyna musi wreszcie zacząć jechać. Meczowe zwycięstwa nie będą możliwe przede wszystkim bez Nickiego Pedersena. Dzisiaj pół Grudziądza jest wściekłe na Duńczyka, ale bez niego o wygranych można zapomnieć. Sam kontrakt z niespełna sprawnym zawodnikiem był olbrzymim ryzykiem. Innych opcji na rynku nie było, więc teraz trzeba wziąć to na klatę. Mówiąc wprost - pomóc Nickiemu wrócić do optymalnej sprawności, bo bez niego GKM może zapomnieć o utrzymaniu w PGE Ekstralidze. Piszę o tym dlatego, że w moim mniemaniu obrażanie się na Nickiego nie ma żadnego sensu. Jeśli GKM faktycznie ma jeszcze w sobie nadzieje na utrzymanie, to musi zrobić wszystko, żeby postawić go na nogi. Teraz czeka nas dwa tygodnie przerwy. To dobry czas dla Pedersena, aby podreperować swoje ciało i wrócić. Przede wszystkim w kontekście meczów u siebie, które będą kluczowe dla grudziądzan w kontekście utrzymania. Tylko cud ich uratuje? Niektórzy twierdzą, że tylko cud może uratować zespół Janusza Ślączki. Nie zazdroszczę trenerowi sytuacji, ale twierdzę, że jest ona jeszcze do wyratowania. Potrzeba jednak zdecydowanych działań, szczerych rozmów, bo Nicki Pedersen nie jest jedynym problemem. Fajnie wkomponował się w zespół Wadim Tarsienko, ale mniej więcej w tym samym momencie kompletnie przestał jechać Gleb Czugunow. Jeśli natomiast szukać pozytywów w zespole grudziądzkim, to przede wszystkim Max Fricke. Australijczyk wreszcie odzyskał szybkość i daje tej drużynie nadzieje na lepsze jutro. Jeden zawodnik to jednak za mało. Najbliższe tygodnie będą kluczowe dla miejscowej drużyny, dla której każdy mecz będzie tym z kategorii "o życie".