Przez wiele lat Kościuch był jedną z największych gwiazd zaplecza Ekstraligi. Co rok kończył w czubie klasyfikacji najskuteczniejszych. Dostał szansę w Get Well Toruń, ale tam poza pojedynczymi wyskokami furory nie zrobił. Wrócił więc tam, skąd przyszedł. Poniekąd była to jego sportowa porażka, bo atak na elitę okazał się nieudany. W Orle początkowo prezentował się bardzo dobrze. Ale do czasu. Ostatnio jego dyspozycja bardzo się pogorszyła i część kibiców podejrzewa, dlaczego tak może być. Kościuch bardzo zaangażowany jest w karierę pitbike'ową swojego syna, o czym regularnie informuje w mediach społecznościowych. Jeździ z nim na zawody, pomaga we wszystkim. Trudno skupić się na dwóch rzeczach, więc momentalnie przekłada się to na wyniki na torze. Woffinden też tak ma Średnia 1,500 jaką legitymuje się Kościuch to dla niego wynik najsłabszy od bardzo dawna. W zasadzie można porównać historię tego zawodnika do tej z udziałem Mirosława Jabłońskiego, który także sportowo poszedł w dół, gdy zaczął jeździć jego syn. Ale najbardziej znanym przykładem tego, że dwóch srok za ogon ciągnąć się nie da, jest trzykrotny mistrz świata, Tai Woffinden. Brytyjczyk od dłuższego czasu nie wygrał turnieju GP, we wszystkich rozgrywkach jeździ coraz gorzej, a we Wrocławiu po cichu mówią o tym, że chyba będzie trzeba się pożegnać. Woffinden bezgranicznie oddaje się swoim pasjom, które odciągają go od żużla. Skacze ze spadochronem, szykuje się do gali MMA. Kościuch aż tak nie szaleje, ale być może przestał swoją karierę traktować priorytetowo.