O Nicklasie Porsingu głośno zaczęło robić się już w 2013 roku, gdy wraz z reprezentacją Danii pokonali polskich rówieśników w pardubickim finale Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów. Ekscentryczny zawodnik reprezentował wówczas na co dzień barwy Ostrovii, ale nie należał do najważniejszych zawodników drużyny. Sytuacja zmieniła się po spadku zespołu do 2. Ligi. W najniższej klasie rozgrywkowej - mając zaledwie 21 lat - wykręcił średnią 2,280 punktu na bieg i był głównym architektem powrotu ostrowian na zaplecze. Mówi się, że właśnie wtedy zaczęły u niego pojawiać się pierwsze symptomy wody sodowej. Prezes wali siekierą w skrzynkę elektryczną Dziś, częściej od fenomenalnej postawy Porsinga, wspominany jest kontrowersyjny finał tamtego sezonu. Jedno ze spotkań przełożono przez awarię oświetlenia. Sam Duńczyk rzucił ostatnio nowe światło na sprawę podczas wywiadu dla Sportowych Faktów. - Ales Dryml przyleciał specjalnie na ten mecz z Czech. Jednak miał wypadek i nie był w stanie kontynuować zawodów. Ostrovia musiała wtedy wygrać z Wandą Kraków różnicą 18 punktów, ale wiedzieliśmy, że bez Drymla to się nie uda. Wtedy prezes klubu zdecydował się na samodzielną akcję. Uderzył siekierą w skrzynkę elektryczną na stadionie i odciął połowę świateł. Mecz został przełożony, a cała ta akcja była totalnie popieprzona - opowiadał. Po awansie, trenerem Ostrovii został Marek Cieślak. Podobnie jak swój poprzednik, legendarny szkoleniowiec musiał mocno przyłożyć się do naprostowania bardzo szybkiego Duńczyka. Ten odmówił przylotu na pierwsze w sezonie treningi i sparingi, a były selekcjoner reprezentacji Polski zapowiadał w mediach "naprostowanie go". - To nie jest super gość, tylko kawał nygusa - grzmiał. Menedżer bardzo szybko zastąpił Porsinga jego młodszym rodakiem Mikkelem Michelsenem, który swą szansę wykorzystał w stu procentach - za rok będzie stałym uczestnikiem cyklu Grand Prix. Ostrowski dream-team poległ jeszcze w 2015 roku. Klub ogłosił upadłość i zniknął z żużlowej mapy kraju. Porsing zdecydował się na przenosiny do pierwszoligowego Rzeszowa. Na Podkarpaciu również nie uniknął spięć z zarządem i szkoleniowcami, ale konflikt szybko rozwiązano. Przy Hetmańskiej spędził cudowne 2 lata, cieszył się uwielbieniem trybun. W 2018 roku klub spadł jednak do 2. ligi, stanął jednak na skraju bankructwa i został przejęty przez Ireneusza Nawrockiego. Porsing kapitanem dream-teamu, ale nie ma kasy nawet na paliwo Kontrowersyjny biznesmen stworzył zespół, jakiego najniższa klasa rozgrywkowa w Polsce jeszcze nie widziała. Podpisał kontrakty z aktualnym mistrzem świata Gregiem Hancockiem czy byłym mistrzem Polski Tomaszem Jędrzejakiem. Kapitanem "najlepszego drugoligowca" w historii ogłoszono właśnie Porsinga. Przez cały sezon w środowisku pojawiały się informacje o rzekomych problemach finansowych Nawrockiego, ale trudno było odnajdywać w tej sprawie większe konkrety aż do 1 listopada, gdy przestał obowiązywać kontrakt Porsinga i Duńczyk zdecydował się opisać w Internecie klubowe tajemnice. Pisał, że nie opłacono mu 35% faktur, o składzie drużyny decydował Hancock, żaden zawodnik nie jest w pełni spłacony, na treningu polewaczka zatrzymała się na torze, bo nie było kasy, by jej zatankować, a po śmierci jego nienarodzonej córki klub nie złożył mu nawet kondolencji. Oświadczenie Porsinga ostatecznie wyrzuciło Nawrockiego z czarnego sportu. Po epizodzie rzeszowskim Porsing próbował swoich sił w Krośnie, ale nie prezentował się już tak dobrze jak kiedyś. Przed pandemią zdecydował się jeszcze podpisać kontrakt z PSŻ-em Poznań, ale podczas lockdownu nie zgodził się na jego renegocjację i zerwał umowę. Wiosną 2020 roku bardziej aktywny niż na torze był na Twitterze, gdzie prosił Chińczyków, by zaczęli "wkładać kurczaki zamiast nietoperzy do swoich zup". - Unia pokazała swoje prawdziwe oblicze w chwili kryzysu spowodowanego koronawirusem. Potrafi jedynie wyciągać pieniądze od państw i jest całkowicie bezużyteczna, gdy zjednoczenie narodów naprawdę powinno mieć znaczenie - pisał. Dziś Porsing zapowiada, że do ścigania już nie wróci. Jest zły na żużel, bo wie, że nigdy nie uda mu się odzyskać należnych tysięcy niewypłaconych po dziś dzień. Jest kucharzem w jednej z najlepszych kopenhaskich restauracji.