Dariusz Ostafiński, Interia: Przy okazji meczu z Motorem dziennikarze Eleven nazwali was "Kopciuszkiem, który 9 lat jest na balu i nie chce z niego wyjść". Marcin Murawski, prezes ZOOleszcz GKM Grudziądz: Słyszałem to porównanie. Nie podoba mi się, ale słyszałem. Znam gorsze. Gdzieś czytałem, że jesteśmy jak karaluch, którego nie można się pozbyć. Nie rozumiem tego i nie wiem, komu tak bardzo przeszkadzamy. Prezes GKM: Plan na mecz z Motorem, to było 46 punktów A to jest tak, że GKM dopiero przyparty do muru pokazuje, że potrafi. Bo przed meczem z Motorem byliście na dnie. - Nie wiem, czy do ściany. Wiem, że była pełna mobilizacja. Mecz z Motorem traktowaliśmy, jak pierwszy z tych, które można wygrać. Kolejny u siebie już trzeba by było wygrać. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że coś takiego, jak pokonanie mistrza da nam jednak oddech, że złapiemy wiatr w żagle. Dlatego dużo ostatnio trenowaliśmy. I zrobiliście coś ekstra, bo już wygrana z mistrzem Polski jest sensacją, a wy dodatkowo zgarnęliście punkt bonusowy. - Nikt z nas tego się nie spodziewał. Nikt nie brał pod uwagę takiego scenariusza. My myśleliśmy o tym, żeby zdobyć 46 punktów. Jak w połowie meczu pojawiła się okazja na więcej, to zapaliła się nam lampka, że można zgarnąć całą pulę. I to zrobiliśmy. Po tym meczu zaśpiewałby pan z kibicami: GKM nigdy nie spadnie! - Spokojnie. Dopiero pierwszy mecz wygraliśmy. Mamy cztery punkty, daleka droga przed nami. Chcemy wygrać wszystkie spotkania u siebie. Teraz to nasz cel, a reszta wyjdzie przy okazji. Wraca temat play-off dla GKM-u A jest szansa na play-off? - Według mnie wszystko jest możliwe. Już teraz widać, że na miejscach 6-8 będzie ciasno. Zakłada się, że Unia pokona was za trzy, wy pokonacie za trzy Wilki, a na koniec Wilki wygrają za trzy z Unią. Jeśli takie założenie przyjmiemy, to Unia ma 9 punktów, a wy z Wilkami po 7, ale lepszy bilans zapewni wam utrzymanie. Do play-off potrzeba wam czegoś ekstra. - Wiemy, jak to wygląda. Mamy rozeznanie. To, co pan mówi, może się zdarzyć, ale my na to nie patrzymy. Jak powiedziałem, chcemy tego, ale chcemy też czegoś więcej. Jak wygramy u siebie z Apatorem i Stalą, to będzie to coś więcej. Jak wam się uda, to będzie to chyba największa wolta, jaką kiedykolwiek zrobiliście. Tak nisko jeszcze w żadnym sezonie nie upadliście. - Być może, ale ja przyznam, że wierzyłem w to odrodzenie. Już w drugiej części meczu ze Spartą pokazaliśmy, że możemy. Gdybyśmy wtedy nie zawalili początku, to może już wtedy byście nas chwalili. Tak GKM postawił na nogi Czugunowa Jak to się stało, że postawiliście na nogi kompletnie rozbitego Gleba Czugunowa? - Odbyliśmy długą, normalną rozmowę. On powiedział nam, z czym ma problem. Odrzucił wszystkie nowinki, czyli nowe przednie koła, kierownice, tyrystory, dosłownie wszystko. Wrócił do klasycznych ustawień. Po meczu w Szwecji powiedział nam, że to działa, że znów czuje motocykl. Po zawodach nam dziękował za wsparcie. My wiemy, że on tego potrzebuje, dlatego go nie linczowaliśmy, nie wywieraliśmy na nim presji. Chcieliśmy go zbudować. To się w końcu udało. Pedersen też już jest wyleczony? Pytam, bo były mecze, w których potrafił zostawić drużynę. - Jego stan fizyczny na pewno się poprawił. W jakim stopniu? Zobaczymy. Wszystko zweryfikuje ciężki tor. Teraz jechał na normalnym. Przyznam, że jestem zaskoczony waszą metamorfozą. Wygrywając z Motorem wywróciliście stolik, na którym wszystko było już jakoś tam ułożone. - Była pełna mobilizacja. Nawet silnik od Artioma Łaguty pożyczyliśmy. Ten specjalny, ten co ma na grudziądzki tor. Dostał go Wadim Tarasienko. Pech chciał, że ten silnik się na piątkowym treningu rozleciał. Nie wiem, co z nim dalej. Czy da się go naprawić. Artiom pożyczył go na trzy mecze. Teraz Wadim nie skorzystał, ale może w następnym. Na szczęście miał Wadim jeszcze drugi silnik od pana Ryszarda Kowalskiego. Dobry był na starcie, brakowało mu natomiast trasy. To się jednak da wyregulować. A Artiomowi za silnik chciałbym bardzo podziękować.