Ból, który mu dokucza, zmusił go do tygodniowej przerwy w startach. W VIII odsłonie bydgoskiego Grand Prix na wejściu w pierwszy łuk błąd popełnił Hans Andersen. Jadący przy krawężniku Skandynaw uderzył w Jarosława Hampela i Nicki Pedersena wciskając obu przeciwników w dmuchaną bandę. Sytuacja wyglądała groźnie, ale żużlowcy zdołali podnieść się o własnych siłach i dalej uczestniczyć w zawodach. Pedersen, mierzący w tytuł indywidualnego mistrza świata płaci jednak za to wysoką ceną. -Od razu czułem, że upadek był bardzo zły. Ból zaraz po nim był okropny. Poziom adrenaliny w organizmie był jednak na tyle wysoki, że po chwili mogłem, co prawda z problemami, ale kontynuować zawody. Teraz płacę za to. Mogę tylko do połowy ruszać prawym ramieniem i cały czas odczuwam ból. Trochę się obawiam, bo jestem bardzo bliski sięgnięcia po mistrzowski tytuł. Liczę jednak na to, że mała przerwa w startach pozwoli na szybki powrót na tor - mówi Nicki Pedersen na łamach swojego serwisu internetowego. Jak stwierdzili lekarze Duńczyka, w wyniku upadku prawie złamał on obojczyk. Uderzenie było na tyle silne, że pod skórą powstał olbrzymi krwiak. To uniemożliwia zawodnikowi normalną jazdę i w związku z tym zrezygnował on z zaplanowanych na ten tydzień startów. Co najmniej tygodniowy rozbrat ze speedway`em ma pozwolić na powrót do sił. Może się jednak okazać, że to nie wystarczy. Kolejna runda Grand Prix rozegrana zostanie 22 września w słoweńskim Krsko. Do tego czasu Duńczyk musi wyleczyć uraz, by utrzymać przewagę nad drugim w klasyfikacji generalnej Leigh Adamsem. Obecnie wynosi ona 31 punktów, więc zadanie nie będzie trudne do zrealizowania. Konrad Chudziński