Fortuna to człowiek, któremu w życiu w zasadzie wyszedł jeden skok. Ale za to ten najważniejszy. W 1972 roku podczas igrzysk olimpijskich w Sapporo kapitalnie poleciał w pierwszej serii, wykorzystując sprzyjające warunki wietrzne. W drugiej wypadł już bardzo słabo i cudem obronił przewagę, zostając sensacyjnym mistrzem olimpijskim. Wygrał o 0,1 punktu nad Walterem Steinerem. Nigdy więcej nie zbliżył się do podobnych wyników, ale w historii się zapisał. W historii zapisał się także żużlowiec, Wojciech Załuski. Tyle że była to historia tej dyscypliny w Polsce, a nie na całym świecie. Załuski najbardziej znany jest ze złota IMP wywalczonego w Lesznie. W 1989 roku miał być jedynie rezerwowym, ale los się do niego uśmiechnął. Dostał szansę startu w zawodach i odjechał prawdopodobnie najlepsze w całej swojej karierze. Zdobył złoto najbardziej prestiżowego wówczas turnieju w Polsce i stał się kimś porównywalnym do największych legend. Nie liczył na nic - Przyjechałem do Leszna jako rezerwowy. Zenon Kasprzak był jednak kontuzjowany, choć miał wyjechać do jednego biegu, by żadna rezerwa gospodarzom szyków nie pomieszała. Ale koniec końców zrezygnował - mówił dla Gazety Wrocławskiej. - W pierwszym moim biegu prowadził Gollob, wtedy jeszcze zawodnik Wybrzeża Gdańsk, a ja jechałem czwarty. Przewrócił się jednak Damian Łukasik i bieg przerwano. Wtedy z moim mechanikiem Józiem Gorzkowskim zmieniliśmy przełożenie i powtórkę wygrałem już przed Tomkiem. Każdy tytuł smakuje, choć każdy inaczej. Bo przecież wtedy w Lesznie cieszyłem się tylko ja, mój mechanik i pewnie grupka kibiców - dodał. Zwróćmy uwagę na to, jakże inne były to czasy. Teraz gdy wygrywa ktoś, kto nie był wskazywany jako faworyt, postronni kibice przeważnie się cieszą. Wtedy jednak w Lesznie była wściekłość. Miał wygrać kto inny, ale los chciał zupełnie inaczej. Załuski z jednej strony miał sporo szczęścia, ale z drugiej przecież nikt niczego nie dał mu za darmo. Wygrał, bo po prostu był najlepszy. W pokonanym polu pozostawił Jana Krzystyniaka, Tomasza Golloba, Jacka Rempałę czy Piotra Śwista. Złota Sparta. On też tam był Załuski w latach 90-tych reprezentował barwy Sparty Wrocław, która wtedy przeżywała prawdopodobnie najlepszy okres w historii klubu. W latach 1993-1995 seryjnie zdobywała tytuły mistrza Polski, a on co prawda nie był liderem, kimś od kogo oczekiwało się dwucyfrowych wyników, ale zdecydowanie robił swoje. Mocną drugą linia, średnia mniej więcej około 1,7-1,8, takim zawodnikiem był Załuski właśnie. W Sparcie naprawdę go ceniono. - Między nami zaiskrzyło, atmosfera w klubie była bardzo dobra, relacje z trenerem znakomite, podobnie z drugim trenerem Markiem Ziarnikiem. Prawdziwa idylla. Aż chciało się startować. W pierwszym roku ewidentnie nam nie wyszło. Głównie za sprawą nietrafionych silników. Były jakieś teorie, że w Anglii tuner powkładał do nich rzekomo przechodzone tłoki, używane części. Nie wiem jak było, ale faktem jest, że nie poszło, bo sprzęt zawiódł. Wyglądaliśmy ładnie, kolorowo, ale wyniku nie zrobiliśmy. Od kolejnego sezonu klub nawiązał współpracę z Otto Weissem i wtedy to już potoczyło się z górki. Trzykrotnie z rzędu zdobyliśmy tytuł DMP - wspominał po latach w wywiadzie dla PoBandzie. Lubiany przez wszystkich Wojciech Załuski to typ zawodnika, jakich akurat w tym sporcie wielu nie ma. Praktycznie każdy zapytany o niego, wypowiada się w samych superlatywach. Towarzyski, przyjazny, koleżeński. Stroniący od konfliktów, dowcipny i pomocny. Załuski nie był wielką gwiazdą tej dyscypliny, ale został dobrze zapamiętany. Choć obecnie trzyma się raczej z dala od żużla, wciąż jest wspominany. Kibice pamiętają przede wszystkim złoto z 1989 roku, ale także jego równe, dobre występy w lidze. Takich zawodników ceni się dożywotnio. Jest jednak rzecz, nad którą Załuski ubolewa. - Skończyły się już drużyny oparte na wychowankach, jak to było w moich czasach. Jest to wielki problem. W latach 70. i 80. mieliśmy swoich chłopaków i nie było praktycznie żadnych transferów czy wypożyczeń. A w tej chwili wszystko się opiera głównie na tym - mówił dla portalu magazynzuzel.pl. W środę Wojciech Załuski kończy 60 lat. W tym roku minie też 30 lat od jego pierwszego złota Drużynowych Mistrzostw Polski ze Spartą Wrocław. Zobacz również: Witali go jak króla. Dostał telefon od mistrza świata Rzucił się na niego z pięściami. Inni bili mu brawo