Od tego roku w Grand Prix obowiązuje nowy format zawodów. Teraz nawet dziesiąte miejsce po rundzie zasadniczej nie odbiera szans na zwycięstwo w turnieju. A jest o co walczyć, bo do klasyfikacji generalnej zgarnąć można nawet dwukrotność tego, co zdobyło się na torze. Jeden z takich absurdów zauważono w Warszawie. Absurd w Warszawie, Kubera miał najwięcej zer, a zgarnął 14 punktów Dominik Kubera w sobotę miał najwięcej zer z całej stawki. W sumie przyjechał cztery razy na ostatniej i trzy razy na pierwszej pozycji. Jechał w kratkę i jeśli trafił z ustawieniami, to prowadził od startu do mety. W innym wypadku dojeżdżał do mety daleko z tyłu. W międzyczasie pozytywnie zaskakiwał Andrzej Lebiediew. Łotysz wysłał jasny sygnał już podczas inauguracyjnej rundy w Landshut, gdzie zajął trzecie miejsce. Po 20 wyścigach na PGE Narodowym był trzeci z dorobkiem 11 punktów. Jeden bieg sprawił, że Lebiediew nie tylko stracił przewagę 4 punktów nad Kuberą, ale finalnie zdobył ich o 2 mniej, niż Polak. System w Grand Prix jest do zmiany Z jednej strony organizatorzy idą w dobrą stronę, wynagradzając dwóch najlepszych zawodników turnieju bezpośrednim awansem do finału. Pomysł rywalizacji pozostałych ośmiu o dwa miejsca jest jednak całkowicie chybiony. Władze zarazem chcą promować najskuteczniejszych, czyli duch sportu, jak i budować dramaturgię, stawiając na losowość. Coraz głośniej mówią o tym sami zawodnicy. Nikt jednak nie bierze ich zdania pod uwagę. Wielu z nich woli najbardziej sprawiedliwy system gromadzenia punktów wywalczonych na torze. Poprzedni promotor wprowadził to na wzór innych sportów motorowych, ponieważ w przeszłości bywało tak, że zwycięzca miał mniej punktów, niż zawodnik sklasyfikowany niżej. Lebiediew został skrzywdzony A jeśli punktacja za końcowe lokaty jest nie do ruszenia, to przynajmniej wrócić powinien system dwóch półfinałów i finału dla miejsc 1-8. Ewentualnie ten rodem z Indywidualnych Mistrzostw Polski, czyli najlepsza dwójka automatycznie bierze udział w finale, a reszta z miejsc 3-6 występuje w barażu. Kubera w sobotę był co prawda ósmy, więc w dwóch z trzech wyżej wymienionych systemów też wystąpiłby w biegu ostatniej szansy. Sęk w tym, że tamte nie krzywdziłyby Lebiediewa, który był drugi, co dawałoby mu finał. Na tej podstawie z pełną odpowiedzialnością można stwierdzić, że to najgorszy format z możliwych. Większy czynnik losowy występowałby tylko w przypadku generowania nazwisk zawodników do półfinału po rozegraniu fazy zasadniczej.