Natalia chce być kierownikiem budowy - Przyszłam do Wilków, jak jeździły w drugiej lidze - opowiada Natalia Furtek. - Namówiła mnie przyjaciółka, która była podprowadzającą od początku istnienia klubu. Powiedziała, że będę mogła zobaczyć to wszystko od środka, że poczuję ten klimat i poznam wielu ciekawych ludzi. Natalia poszła na casting. Wcześniej wysłała zdjęcia, potem opowiedziała coś o sobie, coś o żużlu i została wybrana. - Jestem na każdym meczu. Chyba że mam pracę. Telewizor jest jednak włączony. Ostatnie dwa sezony były bardzo nerwowe. Już rok temu mieliśmy szansę na awans. A w tym roku byłam pewna, że wejdziemy. Na rewanż do Zielonej Góry dziewczyny, mam na myśli podprowadzające, nie jeżdżą, ale kibicowałam i bardzo się cieszyłam, kiedy wygraliśmy - przyznaje Natalia. Prezes Wilków Grzegorz Leśniak, zachęcając nas do rozmowy z podprowadzającymi, mówił, że Natalia ma ciekawe studia, ale nie potrafił sobie przypomnieć kierunku. - Jak ludzie na mnie patrzą, to mówią, że ja się zajmuję kosmetologią. A tymczasem moje studia są związane z budownictwem. Jestem na inżynierii sanitarnej. Już słyszałam, że to dla mężczyzny, ale mnie to odpowiada. Chcę zdobyć uprawnienia kierownika budowy. W przyszłości planuję projektować instalacje wodociągowe, grzewcze i kanalizacyjne - wylicza Natalia, dodając, że już teraz dużo czasu zabiera jej robienie projektów. Każdy weekend ma zajęty. - Jestem z Krosna, ale mieszkam i studiuję w Rzeszowie i tam widzę swoją przyszłość. Z Wilkami będę tak długo, jak się da. To dla mnie bardziej przyjemność, aniżeli praca. I nie ma znaczenia, czy stają na starcie z tablicą, czy z puszką na trybunach. W każdej roli dobrze się odnajduję. A to, jak ludzie widzą nas na mieście i wołają na nas "Wilczyce", to jest naprawdę miłe - kończy Natalia. Gabriela grała w ataku i strzelała bramki Gabriela Szafrańska grała w piłkę. - W Kotwicy Korczyna nie było sekcji żeńskiej, dlatego grałam z chłopakami. Przestałam, jak zlikwidowali zespół juniorów młodszych. W starszych już nie można. W 2020 roku byłam przez wakacje w Resovii, tam była kobieca drużyna, ale nie chciałem grać zawodowo, więc zrezygnowałam. Poza tym musiałabym mieszkać w Rzeszowie w internacie albo dojeżdżać, a ja jestem przywiązana do Krosna - zauważa. W Kotwicy nie była jedną dziewczyną grającą w piłkę. - Były jeszcze dwie, trzy inne dziewczyny. Ja byłam kapitanką drużyny. Jak sobie radziłam? Dobrze. Nawet często faulowałam. A mnie się trochę bali kopać. Może dlatego, że uważali, że dziewczyny nie wypada. Grałam w ataku. Głównie odpowiadałam za strzelanie bramek, ale nie stałam tylko w polu karnym. Wracałam, starałam się pomóc. Grała nie tylko w piłkę, ale i też na fortepianie. Ukończyła pierwszy stopień w szkole muzycznej. - Mogę zagrać wszystko z nut. Mama się cieszyła, jak zobaczyła we mnie potencjał, jak chodziłam do szkoły. Przez cztery lata walczyliśmy. Mama o to, żebym grała, a ja, choć to lubię, o to, żeby przestać. W Wilkach jest od dwóch lat. - Tata usłyszał o castingu, inni zachęcali: idź, sprawdź, może to będzie coś fajnego. No i jest ciekawie, bo mogę oglądać mecze z perspektywy murawy stadionu. Nie przeszkadza mi to, że ja i inne dziewczyny jesteśmy w centrum uwagi. Każdy jest nas ciekawy, patrzy się, ale to jest wszystko sympatyczne. Nie zdarzyło mi się też, żeby ktoś coś głupiego powiedział. Raczej same komplementy. Gabriela mówi, że nie została podprowadzającą dla pieniędzy. - Ja cieszę się z tego, że mogę tam być, oglądać. Dzięki temu, że jestem podprowadzającą, to chodzę też na różne eventy jako hostessa. Byłam też ringer girl na gali MMA. Dało się znieść. Zresztą czasem oglądam gale, bo kolega się bije, a ja mu kibicuję. Monika startowała w konkursach piękności Występowała w ludowym zespole pieśni i tańca Słowianki. Od dziecka interesuje się folklorem. Kiedyś grała na skrzypcach. Z tatą, który gra na akordeonie jeździła na występy od 8. roku życia. - Teraz dużo pracuję, brakuje mi czasu na występy. W sezonie letnim absorbują mnie Wilki - mówi nam Monika Serwińska. Startowała w wyborach Miss Polski 2017. W wyborach na Podkarpaciu zdobyła tytuł pierwszej wicemiss. Dostała się do pięćdziesiątki konkursu, dalej nie przeszła. Dostała też zieloną kartę w konkursie Miss Polski Małopolski, która uprawnia do startu w kolejnym etapie. - Społeczeństwo dość krytycznie podchodzi do tych konkursów, ale ja to poznałam z innej strony, od środka. Jeśli ktoś myśli, że liczy się uroda, to jest w błędzie. Widziałem przepiękne, cudowne dziewczyny, które nie przechodziły, bo nie miały osobowości - opowiada Monika. - Takie konkursy wygrywają wartościowe kobiety. Pielęgniarki, działaczki, osoby zaangażowane społecznie. Trzeba mieć coś w głowie. Trzeba być trochę taką Królewną Śnieżką. Mieć urodę, ale w środku być dobrą i szlachetną - dodaje trzecia z Wilczyc. Zapytaliśmy Monikę, jak taki konkurs piękności wygląda za kulisami. - Proszę sobie wyobrazić latające szpilki, mnóstwo biegających ludzi, dużo stresu i nerwów, ale i też tańca i zabawy. Na pierwszy konkurs poszłam, żeby poznać ludzi, zdobyć doświadczenie. Nie każdy ma okazję przymierzać suknie od znanych projektantów. Udział w takich konkursach wpływa na rozpoznawalność. To pomaga zrobić karierę w mediach. Miss Polonia Izabella Krzan po konkursie odnalazła się w telewizji śniadaniowej, a wiele z tych dziewczyn, które startowały w Miss Nastolatek, właśnie w ten sposób zaczęły swoją przygodę z modelingiem. Podsumowując, łatwiej jest nawiązać kontakty, które pomagają w rozwoju zawodowym - stwierdza. Wilki są dla niej odskocznią od życia codziennego. - Idealnie do mnie pasują. Nigdy wcześniej nie byłam na żużlu. Na pierwszym meczu dziewczyny tłumaczyły mi wszystko. Jak opadł pierwszy stres i zobaczyłam ostatni bieg w meczu, to powiedziałam: nie, no ja tutaj zostaję. Wcześniej to był dla mnie niezbadany grunt. A teraz znam każdego zawodnika, mam możliwość zamienić z nimi słówko, pogadać z ludźmi o smaczkach z meczu. Ta praca nadaje człowiekowi jakiegoś charakteru - podsumowuje Monika. Czytaj także: 48 godzin, które wstrząsnęło klubem. "Dziś nie przyjedziemy"