W ostatnich latach zaobserwowaliśmy niepokojące, wręcz patologiczne zjawisko. Wielokrotnie młody chłopak określany wielkim talentem jeszcze przed debiutem w lidze (czyli najczęściej przed ukończeniem 16. roku życia) był rozchwytywany przez kluby i już wówczas dyktował warunki, wybierał sobie kogo chciał. Dochodziło do sytuacji, że junior bez jakiegokolwiek doświadczenie był najgłośniejszym transferem w okienku danego klubu. Już na wstępie kariery był traktowany jak gwiazda, bo kluby zdawały sobie sprawę z tego, że bez mocnego młodzieżowca ani rusz. I takie zresztą są fakty. Potrzebne jest minimum jedno mocne nazwisko w tej formacji. Bo junior, który robi swoje i do tego jeszcze może z powodzeniem zastępować zawodzących seniorów jest na wagę złota. Dobitnie przekonała się o tym choćby Unia Leszno, której kres sportowej hegemonii rozpoczął się w momencie odejścia do grona seniorów Dominika Kubery. Wcześniej z Bartoszem Smektałą stanowił on jedną z najlepszych juniorskich par w historii PGE Ekstraligi. Punktów tej dwójki brakowało tak bardzo, że Unia od kilku lat nie zdobyła medalu. Junior będzie pod ścianą. I tak nie odejdzie Jeśli wejdzie w życie planowany przepis o obowiązkowym juniorze w składzie klubów, to role się odwrócą. Klub wcale nie będzie musiał wykładać wielkich milionów, by zatrzymać u siebie jakiegoś 16- czy 17-latka. Chłopak w znacznej większości sytuacji i tak nie będzie mógł odejść, bo regulamin zablokuje mu możliwość startu w innym zespole. Może ktoś wystawi jednego swojego wychowanka będącego na kiepskim poziomie sportowym i do niego poszuka kogoś, kto będzie mógł być liderem formacji. Pojedynczym zawodnikom może uda się zmienić klub. Dla pozostałych nie będzie takiej opcji. I w pewnym sensie uzdrowi to sytuację. Oczywiście jak zawsze głównym argumentem przeciwko takiej decyzji jest konieczność wystawienia wychowanka, który w wielu przypadkach sportowo będzie gorszy od chłopaka sprowadzonego z zewnątrz. Zdaniem części osób godzi to w wizerunek ligi mieniącej się najlepszą na świecie. I jest to argument sensowny, bo widywaliśmy już sporo sytuacji, w których ktoś jeździł bo musiał, a nie dlatego że się nadawał. Obrazki z juniorami Stali Gorzów w osobach Oliwiera Ralcewicza czy Kamila Pytlewskiego nie były najlepszą reklamą PGE Ekstraligi. Tam akurat po prostu nie było komu jechać, ale podobne sytuacje mogą zdarzyć się już wkrótce.