Wielkie zwycięstwo Bartosza Zmarzlika na inaugurację Grand Prix. Wygrał sprint, rundę zasadniczą i wielki finał. Zagrał na nosie organizatorom, którzy mimo triumfu w sprincie wyrzucili go na koniec kolejki za kilka sekund spóźnienia na ceremonię wyboru numerów startowych. Dramat w Lublinie. Zmarzlik po trzech biegach spakował walizki Wyrzucili Zmarzlika za nieodpowiedni strój. Teraz Castagni nie przeszkadzały stroje bez sponsorów cyklu Żeby było śmieszniej, to kilku zawodników wybierało numery w teamowych ciuchach. Trener kadry Rafał Dobrucki zwrócił nam uwagę, że jeden z żużlowców miał na sobie kevlar, ale zsunięty do połowy i zawiązany na pasie. Dwa lata temu Zmarzlik został skreślony z zawodów za niewłaściwy kombinezon w kwalifikacjach. Nie było na nim logotypów sponsora cyklu, więc organizatorzy wysłali go do domu, podkreślając, że miliony od sponsorów trzymają GP przy życiu i trzeba to szanować. Teraz nie miało to znaczenia. Kilku zawodników, którzy wcześniej skończyli kwalifikację przyszło do szefa żużla Armando Castagni i poprosiło go, żeby pozwolił im zdjąć kevlary. Dostali od niego zgodę. Okazało się, że miliony od sponsorów już nie są takie ważne. Mieli prawo wyrzucić Zmarzlika, ale w przeszłości wiele razy przymykano na to oko Trzeba w tym miejscu przyznać, że jury zawodów w Landshut miało prawo wyrzucić Zmarzlika na koniec kolejki. To zwykła procedura stosowana w tego rodzaju przewinieniach. W 2019 w Cardiff Leon Madsen wygrał kwalifikacje, spóźnił się i poszedł karnie na koniec kolejki. W 2022 ukarano za to Pawła Przedpełskiego, a w 2023 Oliviera Berntzona. Z naszych informacji wynika też jednak, że było też kilka przypadków, gdzie na te kilka sekund spóźnienia przymykano oko. Pokazywano, że można być bardziej elastycznym. Wygląda jednak na to, że "ludzkie podejście" nie obowiązuje wszystkich. Z relacji naszego selekcjonera wynika, że po tym, jak Zmarzlik skończył udzielać wywiadu, włączono standardowo czas 2 minut. Tyle dostali zawodnicy, żeby pojawić się w strefie wyboru numerów startowych. Zmarzlik po drodze zajrzał do swojego boksu, potem jeszcze zatrzymał się przy Dobruckim, żeby wymienić się uwagami dotyczącymi ustawień. Cały czas jednak miał zerkać na zegar. Gdy kończył z Dobruckim miał jeszcze 2 sekundy na dojście do strefy. - Ta była tuż obok. Mógł się spóźnić najwyżej 5 sekund - mówi nam Dobrucki. Kiedy już Zmarzlik był na miejscu, to wciąż czekano na całą ceremonię. Gdy ruszyła, to Polak dostał informacje, że za spóźnienie traci przywilej wyboru numeru jako pierwszy. To potężna strata, bo numer determinuje rozstaw pól startowych. Im korzystniejszy numer i rozstaw, tym lepiej dla zawodnika. Zmarzlik potrzebuje kogoś, kto będzie pilnował dyscypliny, bo tylko czekają na jego wpadkę Tu trzeba wrzucić kamyczek do ogródka Zmarzlika, który chyba na moment zapomniał, że organizatorzy tylko czekają na jego potknięcia. Raz jeszcze trzeba naszemu mistrzowi przypomnieć, że ewidentnie potrzebuje osoby, która będzie dbała w jego teamie o dyscyplinę. Inna sprawa, na całe szczęście, Zmarzlik ma za nic wszystkie gry przy "zielonym stoliku". Wyrzucenie na koniec kolejki tylko go rozzłościło. Potem przyznał, że dostał "ekstra power". W Landshut okpił też nową formułę, która miała też być sposobem na zatrzymanie jego dominacji. Kiedy statystyki za 2024 pokazały, że Zmarzlik nie radzi sobie w sprintach i bardzo rzadko kończy rundę zasadniczą w TOP2, to w kalendarzu na 2025 pojawiło się więcej sprintów i regulacja dająca dwójce najlepszych zawodników fazy zasadniczej bezpośredni awans do finału, a ośmiu kolejnych skazująca na trudną rywalizację w wyścigach ostatniej szansy. Jednak w Landshut Zmarzlik utarł nosa Castagni, który wymyślił nową formułę. Polak wygrał sprint, rundę zasadniczą, a potem finał i wyjechał z Niemiec z 24 punktami na koncie. Włoch znowu będzie musiał ruszyć głową.