Kilka dni temu pisaliśmy, że pod dużym znakiem zapytania stoi organizacja Grand Prix na PGE Narodowym w Warszawie, bo stworzony tam szpital COVID-owy może się zamienić w szpital narodowy dla potrzebujących pomocy uchodźców z Ukrainy. Teraz wielki problem ma Gorzów. Gorzów pochwalił się umową na Grand Prix, a podpisu nie ma Rok temu gorzowski samorząd pochwalił się kupnem praw do organizacji Grand Prix na lata 2022-2025. Miasto miało wyłożyć na ten kontrakt ponad 10 milionów złotych. Umowa jednak dotąd nie została podpisana. I nie wiadomo, czy w ogóle do tego dojdzie. Gorzów, podobnie jak inne samorządy, zaangażował się pomoc dla Ukrainy, a budżet nie jest z gumy. - Prowadzimy przegląd finansów miasta wynikający z sytuacji gospodarczej w kraju. Aktualnie przeglądamy wydatki inwestycyjne, potem przejrzymy wydatki bieżące. Po dokonanych przeglądach poinformujemy o planach miasta - pisze nam Wiesław Ciepiela, rzecznik miasta i prezydenta Gorzowa. Od radnego Jerzego Synowca słyszymy, że w obecnej sytuacji kupowanie praw do Grand Prix mija się z celem. Raz, że miasto zostało wprowadzone w błąd, bo za 10 milionów miało dostać bogatszy pakiet. Dwa, że płacenie takiej kwoty za imprezę bez mistrza i brązowego medalisty z Rosji mija się z celem. - Bez nich to Grand Prix może się zakończyć klapą - twierdzi Synowiec. Prezes Moje Bermudy Stali Gorzów już żali się w mediach Prezes Moje Bermudy Stali Gorzów Marek Grzyb już mówi w mediach takie rzeczy, które jasno wskazują na to, że o Grand Prix będzie ciężko. Klub miał dostać prawa w prezencie i cieszyć się z zysków. Mógł na tym zarobić od 1,5 do 2 milionów złotych. Jeśli nie będzie zawodów, to nie będzie kasy i może być dziura w budżecie. Zwłaszcza że miasto nie dało w tym roku Stali ani złotówki ze środków na promocję. W zamian miało kupić prawa. Jeśli tego nie zrobi, to wcale nie jest powiedziane, że cokolwiek dołoży Stali do już obiecanej kwoty. W tym roku klub dostanie z miasta 1,3 miliona złotych. Rok temu miał 3,4 miliona złotych. - Pomagając narodowi ukraińskiemu. nie możemy odciąć naszych zawodników, czy przedsięwzięć od braku ich realizacji - mówi prezes Grzyb na antenie Radia Gorzów. - Nie możemy rezygnować z wielu różnych rzeczy, ale zastanowić się, jaki to będzie miało wpływ i konsekwencje. Musimy starać się żyć. Pomagać uchodźcom, ale i realizować swoje plany. Nie wolno nam zamknąć drzwi i zgasić światła. Trudno się dziwić słowom Grzyba. Dla niego brak GP może oznaczać spory finansowy problem. Z samym Bartoszem Zmarzlikiem klub podpisał kontrakt na prawie 5 milionów złotych. A skoro miasto tak długo zwleka z podpisem, to znaczy, że prezydent ma naprawdę duże wątpliwości, czy zaciągać to zobowiązanie. W obliczu wojny igrzyska zwyczajnie schodzą na dalszy plan. Miasto już wycofało się z jednej dużej inwestycji na 20 milionów złotych.