Żużlowcy nie mogli przejść obojętnie obok informacji o większym kontrakcie telewizyjnym. W latach 2025-2028 na konta klubów Metalkas 2. Ekstraligi ma wpłynąć około sześciokrotnie większa kwota. - Oczywiście, że zgadzam się z Tadeuszem Zdunkiem, który powiedział, że te pieniądze pójdą na większe kontrakty zawodników. Doświadczenie uczy tego, że zawodnicy zawsze wyciągną całą kasę z klubu, a nawet jeszcze więcej - mówi nam Rufin Sokołowski, który prowadził Unię Leszno w latach 1994-2004. Metalkas 2. Ekstraliga. Rufin Sokołowski: Liczy się tu i teraz Z roku na rok żużlowcy oczekują coraz lepszych stawek, a prezesi uginają się ich żądaniom. - Paradoks polega na tym, że w czasach, kiedy kluby były stowarzyszeniami i byli tzw. działacze oddani sercem, to potrafili bardziej się opierać żądaniom zawodników niż teraz, gdy są profesjonaliści. Profesjonalista nie myśli o klubie i jego przyszłości, tylko o swoich dochodach dziś i w tej chwili - komentuje nasz rozmówca.Dotychczas każdy klub z zaplecza PGE Ekstraligi otrzymywał za transmisje telewizyjne około 200 tysięcy złotych rocznie. Od 2025 roku kwota wzrośnie sześciokrotnie. - Takie rzeczy powinno się zawierać po podpisaniu kontraktów przez zawodników. Kluby miałyby jakąś ulgę finansową, bo zawodnicy przy podpisywaniu umów jeszcze nie wiedzieliby, ile mogą dostać. Znam wyjście z tej sytuacji - twierdzi Sokołowski.- Jedyną drogą jest zatrzymanie presji tragedii, czyli to, co proponowałem już wcześniej. Brak spadków przez najbliższe cztery lata. Same awanse do najwyższej klasy rozgrywkowej, która liczyłaby 12 drużyn. Więcej meczów do transmitowania dla telewizji, mogłyby odbywać się codziennie - dodaje. Otworzył drzwi i przeżył wielki szok. Mówi, co go zaskoczyło Żużel. Zawodnicy mówią o coraz większych wydatkach Żużlowcy mają na utrzymaniu mechaników i inne osoby związane z codziennym funkcjonowaniem. - Jeden mechanik do pompowania opon, drugi do zmieniania zębatek, trzeci do zalewania paliwa. Ale... kiedyś robił to zawodnik podczas meczu. Nie było tak, jak teraz, że zakłada sobie słuchawki, a poddani biegają. Tunerzy też zabiorą te pieniądze. Powoduje to brak jakiejkolwiek wizji, np. podaż ograniczyła decyzja o wykluczeniu rosyjskich zawodników - podkreśla Sokołowski.- Gdyby około dziesięciu zawieszonych Rosjan mogłoby jeździć, to byłaby mniejsza presja i większa podaż. Aby ceny spadały, podaż musi być większa, a w Polsce mamy taką rywalizację, że startują 40-latkowie i niekiedy nawet 50-latkowie. Czują się na siłach, bo tory są robione przez telewizję w taki sposób, żeby odbyła się transmisja i nie było kosztów związanych z odwołaniem meczów. Dlatego robi się betonowe i równiutkie tory. One od starszych zawodników nie wymagają aż takiego wysiłku. W pewnym momencie okaże się, że jedynym źródłem dochodów jest telewizja. Innych nie będzie - podsumowuje były żużlowy działacz. Bolesny upadek duńskiej gwiazdy. Miał być kolejnym mistrzem