Sebastian Zwiewka, Interia: Zeszłoroczna przygoda w 1. Lidze Żużlowej była dla pana takim "poligonem doświadczalnym" przed startami w PGE Ekstralidze? Franciszek Karczewski, żużlowiec zielona-energia.com Włókniarza Częstochowa: Swój pierwszy sezon w lidze traktowałem jako naukę, chciałem zobaczyć, jak wyglądają spotkania ligowe od środka. Myślę, że było to dla mnie dobre przetarcie przed prezentowaniem Włókniarza w PGE Ekstralidze. Czyli nie lubi skakać pan na głęboką wodę. Takim skokiem pewnie byłoby wypożyczenie do innego klubu z PGE Ekstraligi. Nie podejmował pan takiego tematu z prezesem Michałem Świącikiem? - Lepiej zacząć od ligi niżej. Poziom zawodników jest ciut niższy, ale w 1. Lidze i tak - mimo wszystko - jest na tyle wysoki poziom, by się rozwinąć. Fajne przetarcie. Nigdy nawet nie myślałem o wypożyczeniu do PGE Ekstraligi, tylko bardziej celowałem w jej zaplecze. Jak tylko nadarzyła się okazja, to bardzo chętnie skorzystałem. Myślę, że mój klub też. I musi być pan zadowolony z tego ruchu. Indywidualnie było całkiem nieźle (średnia biegowa 1,406 - dop. red.), a drużynowo rewelacyjnie (awans z Cellfast Wilkami Krosno do PGE Ekstraligi - dop.red.). - Jestem zadowolony. To naprawdę świetna sprawa, że już w pierwszym sezonie mogłem z zespołem wygrać ligę. Ze swoich występów jestem też zadowolony, ale tylko tak w miarę. Niektóre mecze były bardzo dobre, przytrafiały mi się jednak również bardzo słabe spotkania. To był rok, z którego staram się wyciągnąć wnioski na przyszłość. Wiem, co było dobre, a co było złe. A czego nowego nauczył się pan w Krośnie? Mówi się, że ten tor jest bardzo specyficzny. - To prawda, na pewno jest to trudny tor. Są długie proste, szybko się na nim jeździ i trzeba się przyzwyczaić do dużej prędkości. Na początku sezonu nawierzchnia była przyczepna, w dalszej części rozgrywek już dosyć twarda. Można powiedzieć, że razem z chłopakami pojeździłem na każdej możliwej nawierzchni. Ten rok oceniam na plus, szczególnie pod względem technicznym. Jaki jest pana cel na pierwszy sezon w PGE Ekstralidze? - Chciałbym pojechać równiej niż w poprzednim. To mój główny cel. Chciałbym, żeby mój poziom z meczu na mecz się utrzymywał, albo nawet był coraz lepszy. Na pewno nie może być gorszy niż w ubiegłym roku. Już rok temu w finale 1. Ligi poczuł pan wielką presję. Nie uważa pan, że teraz będzie ona jeszcze większa? Wydaje się, że to właśnie pan będzie liderem formacji młodzieżowej i to w dodatku jako debiutant w najlepszej lidze świata. A według ekspertów siłą Włókniarza mają być seniorzy, juniorów z kolei wymienia się bardziej w kontekście słabszego ogniwa. - Staram się nie nakładać na siebie presji. Zrobię wszystko, by jechać na swoim poziomie, tak jak potrafię. Przekonamy się, do czego to mnie poprowadzi. Jak coś będzie nie tak, to będę starał się, żeby to naprawić i dalej się rozwijać. Nie chcę stać w miejscu. W zeszłorocznym finale w pierwszym meczu popisał się pan kompletem, a w drugim nie poradził pan sobie z zielonogórskim torem. Idealny przykład braku stabilizacji, o którym pan wcześniej wspomniał. - Składało się na to kilka czynników. Na pewno moja dyspozycja w tym dniu nie była zbyt dobra. Dla mnie był to pierwszy finał na wyjeździe, pewnie miało wpływ na taki występ. Poszliśmy też z moimi mechanikami w złą stronę ze sprzętem. Była również ta "głośna" rozmowa z Andrzejem Lebiediewem. - To są emocje w parkingu. Nie jest tak, że w trakcie meczu w boksach panuje cisza i spokój. Nie dziwię się reakcji Andrzeja. On dobrze wiedział, że stać mnie na więcej. Ja też to wiedziałem. Nie podejmowałem żadnej dyskusji, a jego reakcja naprawdę nie była zaskakująca. Był to mecz o najwyższy cel. Ja niestety od siebie praktycznie nic nie dołożyłem, natomiast w finale każdy powinien jechać na jak najwyższym poziomie. Mój występ nie był dobry. Padły nawet słowa "co Ty w przyszłym roku będziesz robił w Ekstralidze". Czyli co, na wyścig z Łotyszem będzie pan podwójnie zmobilizowany? - To były tylko emocje. Andrzej coś powiedział na meczu i tyle. Gdybym jeździł tak zawsze, to mógłbym naprawdę się zastanowić nad tym, co w ogóle robię w tym sporcie. Nie jestem na niego zły, rozumiem jego reakcję. Nie będę dodatkowo nastawiał się na bieg z Andrzejem, że teraz muszę mu pokazać. Do każdego wyścigu podchodzę w ten sam sposób, staram się pojechać jak najlepiej, by odpowiednio wykonać swoją pracę. Rozmawiał pan ze sztabem szkoleniowym i kolegami z Włókniarza o przeskoku między 1. Ligą Żużlową a PGE Ekstraligą? Nie boi się pan szybkiej weryfikacji? - Nie podejmowaliśmy tego tematu. Szczerze? Nie nastawiam się, że będzie trudniej. Ja chcę jechać na swoim poziomie. W ten sposób podchodzę do nadchodzącego sezonu. Ale w buty Jakuba Miśkowiaka i Mateusza Świdnickiego łatwo wejść nie będzie. Częstochowska publiczność w ostatnich sezonach była przez nich rozpieszczona. - W pierwszym sezonie będzie ciężko. Będę się starał, żeby jak najszybciej stać się zawodnikiem na takim poziomie, jak Kuba i Mateusz. Nie jestem jednak w stanie powiedzieć, czy to będzie "już", czy w ogóle kiedykolwiek mi to się uda. Mogę tylko zapewnić, że będę dawał z siebie wszystko. Moim marzeniem jest zdobycie mistrzostwa świata na żużlu, chcę być jak najlepszy. Do tego dążę, ale też nie podpalam się, bo do wszystkiego podchodzę rozsądnie. Nie da się ukryć, że w sezonie 2023 będzie pan miał w drużynie bardziej klasowych kolegów, niż miało to miejsce w poprzednich rozgrywkach. Najwięcej może pan chyba nauczyć się od Duńczyków. Leon Madsen i Mikkel Michelsen są bardzo mocni i dosyć kontaktowi. - Wydaje mi się, że mogę liczyć na pomoc wszystkich kolegów. Cała kadra seniorska jest na bardzo wysokim poziomie, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by podejść i zapytać o pewne rzeczy. Polacy oczywiście też. Jakub Miśkowiak to przecież indywidualny mistrz świata juniorów z 2021 roku, Leon Madsen w przeszłości zdobywał wicemistrzostwo świata seniorów. Mamy silną seniorską kadrę. Wszyscy będziemy tworzyć jedność i będziemy sobie pomagać. Rozmawiamy w trakcie zgrupowania Włókniarza. Zapytam zatem jeszcze o wrażenia. - Pozytywne. Fajna drużyna się szykuje, wszyscy dobrze się dogadujemy. Mamy sporo zajęć. W piątkowy wieczór wróciliśmy np. do hotelu z zajęć kickboxingu. Nikt z nas wcześniej nie uprawiał takiego sportu, więc było to coś fajnego. Po śniadanku mieliśmy marszobieg. W Dzień Kobiet rozdawaliśmy po mieście kwiaty. Poznajemy się i rozmawiamy. Żużlowcy różnie przygotowują się do sezonu. Jak spędził pan czas od zakończenia poprzednich rozgrywek? - Zawsze staram się dwa razy w tygodniu pojechać na crossa po to, żeby mieć kontakt z motocyklem przez całą zimę. Biegam, jeżdżę na rowerze, raz w tygodniu jeżdżę na basen. Są to popularne zimowe ćwiczenia dla żużlowców. Zobacz również: Witali go jak króla. Dostał telefon od mistrza świata Rzucił się na niego z pięściami. Inni bili mu brawo