Po sobotnim blamażu i porażce w Lesznie do grona potencjalnego spadkowicza dołączył jeszcze Apator Toruń. Podopieczni trenera Piotra Barona choć mają najbardziej komfortową sytuację, to jednak nie mogą być pewni niczego. Na razie mają 7 punktów i zajmują piąte miejsce w tabeli. Dalej jest Falubaz również z 7 punktami, potem GKM z 6-cioma i tabelę jak na razie zamyka Unia Leszno z dorobkiem 5 "oczek". Wskazanie spadkowicza niczym wróżenie z fusów Od razu zaznaczmy, że obecnie jest bardzo wiele realnych scenariuszów i niezwykle ciężko jest wskazać drużynę, która spadnie z największym prawdopodobieństwem. W najgorszej sytuacji jest ciągle Unia, która ma przed sobą bardzo ważny wyjazd do Zielonej Góry oraz dwa mecze u siebie ze Spartą Wrocław i GKM-em. To w zasadzie jedyne szanse na punkty dla byłych mistrzów Polski. Jeśli wygrają te spotkania, to utrzymanie mają pewne. Natomiast o ile można sobie wyobrazić ich wygraną w pojedynkach na własnym torze, o tyle w Zielonej Górze może to być wielkie wyzwanie. Jeśli więc Unia zdobędzie jeszcze tylko 4 punkty (za zwycięstwa u siebie), to 9 "oczek" na koniec sezonu zasadniczego może być zbyt mało do utrzymania. Wiele zależy od postawy GKM-u Grudziądz i tego, jak ten zespół będzie punktował. Podopieczni Roberta Kościechy też mają swoje szanse na punkty - przede wszystkim u siebie ze Spartą, Stalą Gorzów i Włókniarzem. Falubaz zaś, jeśli wygra za "trzy" z Unią Leszno, to znacząco przybliży się do utrzymania. W zanadrzu zostanie im jeszcze pojedynek na własnym torze z Apatorem. Ósma drużyna ligi straci wielkie miliony Cały ten galimatias można by skwitować stwierdzeniem - "wiemy, że nic nie wiemy". Wytypowanie konkretnych rozstrzygnięć meczów drużyn z dołu tabeli graniczy w tym momencie z cudem. Akcje poszczególnych drużyn w kontekście utrzymania będą więc najpewniej dynamicznie zmieniać się w najbliższych tygodniach. Wiemy natomiast inna rzecz. Chodzi o olbrzymie straty finansowe, z jakimi będzie musiał zmierzyć się spadkowicz. Szacuje się, że ósma drużyna PGE Ekstraligi może utracić nawet 10 milionów złotych wpływów do budżetu. Chodzi przede wszystkim o kasę z tytułu kontraktu telewizyjnego oraz kasę od sponsora ligi. Do tego trzeba byłoby doliczyć także wpływy z biletów i karnetów (PGE Ekstraligi cieszy się największym zainteresowaniem) oraz wsparcie finansowe sponsorów. Tutaj nie musi być akurat wielkiej tragedii, ale duże firmy przyciąga przede wszystkim regularna jazda w elicie. Gra jest więc warta świeczki, a każdy z ośrodków robi absolutnie wszystko, aby uniknąć najgorszego scenariusza.