Zmarzlik statuetkę Czempiona odebrał po raz piąty. Dwa lata temu, gdy zdobywał swój pierwszy tytuł mistrza świata zwyciężył, doprowadzając do płaczu fanów Roberta Lewandowskiego. Rok temu obronił koronę czempiona globu, ale był tylko i aż piąty. Teraz mimo "zaledwie" srebrnego medalu w cyklu Grand Prix był trzeci. Co ciekawe, w 2018 roku, kiedy żużlowiec sięgał po dziewicze wicemistrzostwo świata, głosami kibiców znalazł się na szóstej pozycji. - To tylko pokazuje, że z każdym sezonem pozycja Zmarzlika w hierarchii polskich sportowców rośnie - cieszy się były świetny żużlowiec, a teraz ekspert Jan Krzystyniak. Trzecią lokatę gwiazdy Moje Bermudy Stali Gorzów w roku olimpijskim trzeba docenić podwójnie. W czołowej dziesiątce Plebiscytu znaleźli się sami medaliści letnich Igrzysk w Tokio oraz tryumfator - Lewandowski i właśnie Zmarzlik. - Kiedy wręczający nagrodę Adam Kszczot wyczytał Bartka, ten był zaskoczony, ale myślę, że to też trochę "chłopek", jak go Zmarzlik nazwał za całokształt. Na pewno adekwatny do jego laurów - tłumaczy Krzystyniak. Bartek musiał uznać wyższość naszego piłkarskiego terminatora - Lewandowskiego oraz multimedalistki największych światowych imprez w rzucie młotem - Anity Włodarczyk. W pokonanym polu pozostawił za to m.in. Dawida Tomalę i Wojciecha Nowickiego - innych świeżo upieczonych mistrzów olimpijskich w lekkoatletyce. Zmarzlik wyprzedził też srebrną w rzucie oszczepem - Marię Andrejczyk, czy złotą sztafetę mieszaną. Do finałowej dziesiątki, podobnie jak kilku innych medalistów olimpijskich nie załapał się z kolei wciąż aktualny mistrz świata w skokach narciarskich - Piotr Żyła. Nasz skoczek prawdopodobnie padł ofiarą słabych obecnie wyników całej reprezentacji dowodzonej przez Michala Dolezala. - Żużlowe środowisko znów się zmobilizowało i pokazało swoją ogromną siłę. Bartek na "pudle" tego prestiżowego plebiscytu, to duże zaskoczenie in plus, tym bardziej, że nie założył złota na szyję, a w SoN nasza kadra sensacyjnie uległa Wielkiej Brytanii. Spójrzmy na skoczków. Oni teraz mają gorszy okres i kibice nieco odstawili Stocha i spółkę na boczny tor. Ich pechem jest to, że są w rytmie startowym, kiedy zbliża się gala. W przypadku Bartka jest trochę na odwrót. Podejrzewam, że gdyby ciągle rozgrywano turniej jednodniowy, ciężko byłoby mu się przebić do świadomości kibiców. A tak miał kilka zawodów, żeby udowodnić swoją wartość - zaznacza Krzystyniak. Prywatnie Krzystyniak jest zagorzałym sympatykiem... lekkoatletyki więc gdyby w plebiscycie nie było żadnego żużlowca oddałby głos, na któregoś z przedstawicieli królowej sportu. - Zawsze podkreślam, że jestem jej ogromnym fanem, a z Tokio przywieźliśmy w tej konkurencji przecież worek medali. To najbardziej wymierny i obiektywny sport. Tam wszystko zależy od samego zawodnika i jego formy. Chłonę każde zawody w telewizji. Zawsze mocno się wzruszam, kiedy nasz reprezentant zdobywa krążek, bo wiem, że jego osiągnięcie jest okupione katorżniczą pracą. W żużlu zawodnikowi pomaga sprzęt i człowiek nim steruje. On może go wznieść do góry, albo całkiem pogrążyć. Bartka wybieram tylko dlatego, że jest przedstawicielem mojej ukochanej dyscypliny, która sam uprawiałem - wyjaśnia z rozbrajającą szczerością.