Kamil Hynek, Interia: Zamiast domku dla lalek w pokoju stał motor? Wiktoria Garbowska, zawodniczka Abramczyk Polonii Bydgoszcz: Tak wyszło. Można powiedzieć, że motocyklowa pasja przeszła z ojca na córkę. Tata jeździł na motocyklu rekreacyjnie, potem mój brat też dostał jednoślad i trochę się na maszyny napatrzyłam. Brat nie wykazywał jednak większego zainteresowania, szybko mu się jazda znudziła więc zarekwirowałam sprzęt. Miał się marnować i stać aż zajmie go rdza, skoro mnie to zaczęło kręcić? (śmiech). Twoja poważna przygoda w sport motocyklowym rozpoczęła się od motocrossu. To była naturalna kolej rzeczy? Innej drogi nie było. Chciałam się w to bawić na poważnie więc trzeba było od czegoś zacząć, a motocross naprawdę mi się spodobał. Parę ładnych lat na nim spędziło. Parę sukcesów też udało się odnotować. Już nie bądź taka skromna. Policzmy na szybko: m.in. srebro MP kobiet w wieku czternastu lat, do tego brąz i złoto w 2017 roku. Coś w tym stylu (śmiech). Dodam tylko, że moje przeciwniczki były dużo starsze więc tym bardziej te medale wyjątkowy smak. No i dlaczego nie chciałaś kontynuować kariery w motocrossie, skoro tak znakomicie ci szło Doszłam do wniosku, że na arenie krajowej dotknęłam sufitu. Następnym krokiem był już tylko start w mistrzostwach świata, co wiązało się z olbrzymimi, zdecydowanie nie na moją kieszeń kosztami. Mnie sponsorowali głównie rodzice, mama brała już kredyty, żeby mnie dosprzętowić, albo kupić nowy motocykl. Ktoś powie, że w żużlu nie jest łatwo o darczyńców, ale w motocrossie jest jeszcze ciężej. Nie jest to tak medialna dyscyplina, jak speedway więc odbijanie się od drzwi kolejnych firm jest normalnym zjawiskiem. Ale summa summarum pojechałaś na te mistrzostwa świata. To było moje marzenie, a tak się złożyło, że akurat finał organizowały Czechy, czyli wyjazd był po sąsiedzku i te koszty zredukowaliśmy do optimum. Gdyby zawody, tak jak się to zdarza w motocrossie, odbywały się w Portugalii, czy Indonezji, wypad byłby wykluczony, bo wtedy już na pewno nie byłoby mnie stać na taką eskapadę. Czechy, czyli rundę najbliżej domu zamknęliśmy w 5-6 tys. złotych licząc koszty samego wyjazdu. Do tego dochodził zakup sprzętu, części itp. Samo wpisowe i wykup licencję zjadło sporo kasy. A od strony sportowej jak oceniasz swój występ? Ja szesnastolatka, jechałam w nieznane, debiutowałam i udało mi się zająć dwudzieste dziewiąte miejsce. Ucieszyłam się, dla mnie to był super rezultat. Jechałam na "sto dwudziestce piątce", podczas gdy reszta dziewczyn śmigały na sprzęcie o dwa razy większej pojemności. Z motocrossu, jeżeli uprawia się go na wysokim poziomie da się wyżyć, bo w Polsce już wiem, że nie? Ścisła piątka, no może w porywach pierwsza dziesiątka MŚ u mężczyzn jak najbardziej. Z kobietami jest gorzej. Nie ma jednak porównania z żużlem. Jeśli tutaj notuje się przynajmniej przyzwoite wyniki, chociaż wychodzi się na zero, albo plus. W motocrossie mamy do czynienia z ciągłym dokładaniem do interesu. Tęsknisz za motocrossem? Nie będę oszukiwać, że nie. To był wspaniały okres. Poznałam tam wielu wspaniałych ludzi. Ale powiem panu szczerze, że najmocniej chwyciło mnie za serce, gdy poszłam pierwszy raz na zawody w roli widza. Już po tym jak przeszłam do żużla. To było dziwne uczucie, nie mogłam spokojnie patrzeć jak chłopaki szybują w górę. Aż mnie nosiło, żeby wziąć jakiś stojący z boku motor i do nich dołączyć. No dobra, to co cię pchnęło do żużla? To dość długa historia. Mamy czas. Dosłownie dzień po zdobyciu tytułu, zadzwonił do mnie menedżer Andreasa Jonssona, którego doskonale znała moja mama. Powiedział, że skoro tak dobrze idzie mi na motocrossie, chcą z Andreasem sprawdzić, czy nadam się do żużla. I wyszło im, że się nadajesz? Andreas zabrał mnie parę lat temu na finałową rundę SEC do Lublina, po której stwierdził, że muszę pojechać z nim do Szwecji potrenować w Hallstavik. Był październik, Skandynawia, zimno jak diabli, a AJ mówi, że skorzystamy z ładnej pogody. Nieźle się zdziwiłam jego słowami, ale pomyślałam, że grzechem byłoby nie skorzystać z takiej okazji. Miało być dużo jazdy, a wyszło na odwrót. Spędziłam w Szwecji dwa tygodnie i więcej siedziałam zamknięta w czterech ścianach, bo bez przerwy padało. Bez znajomych, bez szkoły. Po prostu mi się nudziło. A jak wyglądał pierwszy wyjazd na tor? Ubrali mnie jak żółwia, była opatulona tyloma ochraniaczami, że nie mogłam się ruszyć. Najpierw wysłano mnie na ten malutki owal znajdujący się w środku dużego toru. Nie mogłam się złożyć, Andreas ciągle krzyczał, żebym wolniej wchodziła w łuki, bo wyląduje na trawie (śmiech). Ale jak już przeszłam na duży obiekt, to była całkiem inna bajka. Jonsson był twoim pierwszym sponsorem, mentorem, trenerem itd.? Wszystkim naraz. Przede wszystkim osobą, która mnie wprowadziła w świat żużla. Załatwił mechanika, podstawił motocykle, ubrał właściwie od stóp do głów. Nie miałam na co narzekać. Co ciekawe AJ zaoferował swoją pomoc, ale miał jeden warunek. Jaki? Nie mogłam jeździć na... crossie, bo jego zdaniem psuje on nawyki. Nie do końca się z tym zgadzam, ale chyba mogę prawda? Utrzymujesz kontakt z Jonssonem? Trochę nam się on urwał. Właśnie po tym okresie, kiedy praktycznie w Szwecji nic nie robiłam. Andreas przyszedł i rzucił, żebym wracała nadrabiać zaległości w szkole, wzięła sprzęt i spróbowała załapać się gdzieś na jazdę w Polsce. I jeśli jakiś klub mnie przygarnie, to super, a jak nie, to żebym sprzedała sprzęt i będę miała chociaż z niego jakieś pieniądze. Skierowałaś się do Bydgoszczy, ale egzamin zdałaś w Sparcie. Dlaczego? Słyszałam plotki, że przez pana Władysława Golloba, który był wtedy prezesem Polonii. Ale to nieprawda. Na pana Władka nie dam powiedzieć złego słowa. Ja po prostu nie umiałam jeździć, przed pierwszą licencją w Rybniku byłam totalnie zielona. Przed nią, jakby tak zebrać do kupy, udało się może odjechać ze trzy treningi. To, że nie zdałam, nie było dla mnie niespodzianką ponieważ nie była gotowa. Ale jeżeli było tak fajnie w Bydgoszczy, to dlaczego odeszłaś? Rodzice nie dogadali się w pewnych kwestiach z prezesem Gollobem. To był jedyny powód, dla którego poszłam do Wrocławia. Poza tym mechanik Gleba Czugunowa pomagał mi w Bydgoszczy i to on otworzył mi ścieżkę do Betard Sparty W Sparcie się nie najeździłaś. Co z perspektywy czasu dał ci klub z Wrocławia jeśli chodzi o wykształcenie czysto żużlowe? Najprościej byłoby określić czas spędzony we Wrocławiu słowem - pomidor. Nie chciałabym czegoś chlapnąć. Odbyłam trzy treningi i wysłano mnie na DMPJ. Zastanawiam się np., czy to, że otrzymałam szansę jazdy w tych turniejach było spowodowane tym, że faktycznie miałam w nich wystartować, czy Sparta najzwyczajniej w świecie nie miała tylu juniorów, żeby wypełnić limity. Bardzo miło wspominam za to trenera Dariusza Śledzia. We Wrocławiu tez byłaś jeszcze świeżakiem? Kiedy zaczęłam panować nad motocyklem, to ja go prowadziłam, a nie on mnie, schowano mnie do szafy. Wcześniej notowałam upadki z błahych powodów. Ale to wynikało z mojej niewiedzy. Trenowałam z całą grupą, robiłam postępy i.. skończyło się. I tak sobie teraz wracam po półtorarocznej przerwie. A z czego ona wynikała? A o to proszę już pytać władz Sparty, a nie mnie. Masz żal do Sparty? Nie nazwałabym tego żalem. Mam w sobie ogromną chęć udowodnienia niektórym osobom, że zbyt pochopnie postawiono na mnie krzyżyk i zachowano się wobec mnie nie fair. Na razie nic jeszcze w tym sporcie nie osiągnęłam, dlatego puszczę parę z ust dopiero, gdy na torze będzie okej. Umowa z Betard Spartą wciąż cię trzyma, a jednak trafiłaś do Bydgoszczy. Udało się pójść na wypożyczenie. Sami sobie je załatwiliśmy. Sparta nie robiła nam tylko problemu żeby mnie puścić. Lubisz udzielać się w mediach? Nie za bardzo. Dla pana zrobiłam wyjątek i nawet dama nie wiem czemu (śmiech). Zaraz po moim podpisaniu kontraktu w Bydgoszczy zaczęły dobijać się do mnie ogólnopolskie telewizje i portale. Ruszyła jakaś lawina. Ale tak jak już panu wyjaśniłam, nie ma wyników - nie ma wywiadów. Poza tym jednym. Skupiam się na treningach, szum nie jest mi teraz potrzebny. Czyli atencja twoją osobą wzrosła z dnia na dzień? Wydaje mi się, że żaden z juniorów eWinner 1. Ligi nie ma teraz takiej obstawy, jak ja w tej chwili. Tutaj jest tak, że jak dziewczyna bierze się za żużel, od razu mamy wysyp nieprzychylnych komentarzy. Ale sama powiedziałaś kiedyś w odniesieniu do Klaudii Szmaj, że potraktowano ją jak maskotkę. Dziewczyny, które zaczynają od zera mają niewspółmiernie trudniej np. do mnie. Uważam, że ja akurat nie przyszłam znikąd. Parę lat w tym motocrossie zdrowia oddałam. Nie plątałam się też w ogonach. Andreas również nie wziął mnie pod swoje skrzydełka z ulicy. Inna sprawa, że motocross, to nie speedway. W tym pierwszym przypadku możemy wybrać się na tor i pojeździć na nim ile dusza zapragnie. W żużlu jesteśmy zdani na klub, który odpowiada za organizację treningów. Czyli nie zniechęca cię fakt, że żadna dziewczyna z Polski nie wybiła się do tej pory w żużlu? I ja też nie obiecam panu, że zrobię zawrotną karierę. Ale jest różnica między kimś, kto wkłada w treningi całe serce, para się sportem poważnie, a kimś, kto się nim bawi i uważa go za rozrywkę. Już ustaliliśmy, że swój entuzjazm opierasz na tym, iż wywodzisz się ze sportów motocyklowych? Męczą mnie głupie pytania w stylu: jesteś dziewczyną, ręce się ni bolą? No ludzie, wyścig w motocrossie trwa 20-25 minut, a w żużlu minutę z hakiem. Wojciech Koerber - wrocławski dziennikarz napisał na TT: Jak chcą, to niech sobie dziewczyny na żużlu z mężczyznami jeżdżą. Nikt jeszcze w regulamin nie wpisał, że jest to kompletnie bez sensu. Ale jedno, czego mogą się dziewczyny na takim żużlu dorobić, to nabić sobie guza i zrobić dużą krzywdę. Boli? Z jednej strony nie dziwię się, że ktoś wydaje taki osąd. Są na to niezbite dowody, wystarczy spojrzeć w przeszłość. Tylko, że mi nikt nigdy w twarz nie powiedział, żeby dała sobie spokój. Pan Władek Gollob wręcz tryskał optymizmem. Powtarzał mi, że mam papiery, aby złamać męski monopol. Andreas też Twoja koleżanka zginęła dwa lata temu podczas zawodów motocrossowych. Ogromna tragedia, z którą musiał się zmierzyć całe środowisko motocyklowe. Dziewczyna, moja imienniczka zresztą miała zaledwie piętnaście lat i całe życie przed sobą. Nasze drogi się nie przecięły, bo gdy ona zaczynała z motocrossem, ja akurat kończyłam. Z Wiktorią przyjaźniło się mnóstwo moich znajomych. Generalnie, to nie był dla motocrossu fortunny rok. Kilka miesięcy zginął świetny zawodnik, wielokrotny mistrz Polski - Łukasz Lonka. Nie zapaliła się lampka, że może nie warto w to brnąć i lepiej będzie zająć się czymś innym? Nieszczególnie. Mnie już w środku rywalizacji nie było. Pary chłopaków mogło to zdarzenie przestraszyć, ale takie rzeczy się w sportach ekstremalnych zdarzają. Ryzyko jest w nie wpisane. Podobnie jest nawet z najdrobniejszymi kontuzjami. Dotknęliśmy temat pierwszego podejścia do licencji w 2018 roku. Wysłano nas do Rybnika z marszu. Po paru sesjach w Hallstavik, przyszłam rozprostować kości na Polonię. Umiałam odkręcić gaz na wejściu w łuk i delikatnie się złamać. Czyli wskaźnik moich umiejętności wynosił w tamtym okresie niewiele ponad zero. Potem był Rzeszów, po którym zabrałaś do domu moc wrażeń. Ile tam było ciekawych historii... Na początku myślałam, że jestem w ukrytej kamerze, albo uczestniczę w jakimś kabarecie. Na dzień dobry metanol spłynął do gaźnika i podpalił się filtr. Następnie założono mi jakąś super niską zębatkę, a tor był po opadach. Nigdy mi się też nie zdarzyło, aby spod tyłka wyjechał mi motor. Później drżała, czy przeszłam pozytywnie egzamin czasowy, a jak jechaliśmy w czwórkę, na trzecim okrążeniu ktoś się przewrócił i musieliśmy powtarzać bieg. I dawaj, stres od nowa. A ten puścił dopiero, gdy było już po wszystkim. Czy dla chłopaka w sporcie stricte męskim porażka z kobietą, to powinien być powód do wstydu? Moim zdaniem nie, ale wiem, że faceci strasznie przeżywają porażki i raczej nie skakaliby z radości gdybym pokazała im plecy. Ale pan zapyta o to jeszcze raz, jak już któregoś pokonam (śmiech). O kobietach zwykło się mawiać słabsza płeć. Jakie są wasze największe ograniczenia, bo przepraszam, ale trudno mi sobie was wyobrazić wchodzących na łokcie np. z Nickim Pedersenem. Sama przyznaj, brzmi to abstrakcyjnie. Pod kaskiem nie rozpoznasz z nim się ścierasz. Wątła budowa ciała, słynne słabe ręce, to marne argumenty. Z reguły, gdy widzisz żużlowca, myślisz sobie, ale chucherko. Psychika odgrywa kluczowy aspekt. Ja nie dostałam poważnej szansy, aby potrenować w klubie jak zwykli juniorzy. W Bydgoszczy będzie ten pierwszy raz. I to jest problem. Jak mam do kogoś równać o być z kimś zestawiana, skoro od razu idę na bok? Wiktor Jasiński wywodzi się z motocrossu i proszę zobaczyć, co wyprawia teraz. Czyli da się. Umiesz sama zmienić sobie zębatkę, albo zapłon? Zawstydziłabyś niejednego zawodnika, który bez mechanika zginąłby jak przysłowiowa ciotka w Czechach? Pierwszy rok podróżowałam wyłącznie z tatą więc dostałam niezłą szkołę. Nie wsiadam tylko na motocykl, klapki na oczy i nic więcej mnie nie obchodzi. We Wrocławiu zaczęłam już ogarniać zębatki. Po jednym z wyścigów oznajmiłam tacie, że trzeba zrobić korektę, bo jest strasznie wolna. On widział to inaczej, więc podbiegł do trenera i zapytał go co ma zrobić. Nadział się na ripostę, że szef kazał, to tak robisz. Wyszło na moje. Gdyby w żużlu nie wyszło, masz plan na siebie? Już w zeszłym sezonie byłam bliska decyzji o zamknięciu rozdziału żużlowego. Miotały mną różne myśli. Kurczę, tyle lat pracy, wysiłku nie tylko mojego, ale i rodziców, inwestowania pieniędzy i wszystko w piach. A jeszcze niedawno mówiłam do mamy: patrz tyle ludzi już zrezygnowało z jazdy na motocrossie, a ja dalej trwam w tym sporcie. Dlatego ogromnie się cieszę, że udało się jeszcze złapać w Polonii. Historia zatoczyła koło i mam nadzieję na nowe otwarcie. A gdyby jednak padło na czarny scenariusz? Pewnie pójdę na studia, ale proszę mnie nie ciągnąć za język, w jaki kierunek celuję, bo jeszcze nie wiem. Zastanawiam się. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź!