Choć Marek Hućko nie był jakąś wielką gwiazdą światowego żużla, to jednak zwłaszcza na skalę krajową jest zawodnikiem naprawdę znanym i cenionym. W karierze reprezentował barwy Stali Gorzów, Orła Łódź oraz Startu Gniezno. Wszędzie był naprawdę mocnym punktem zespołu i poniżej pewnego poziomu nie schodził. Oprócz tego, że można było liczyć na jego zdobycze punktowe, był także obiektem westchnień przedstawicielek płci pięknej. Kobiety uwielbiały jego styl i nieco inne niż większość żużlowców usposobienie. - Byłem bardzo spokojny i opanowany. Może to się dziewczynom podobało - powiedział w podcaście Jacka Dreczki "Mówi się żużel". Prowadzący przytoczył historię jednej z jego fanek, która stwierdziła że podobał jej się... tyłek Hućki, ale denerwowały ją długie włosy. - Jednej się to podoba, innej nie. W tamtych czasach była to popularna fryzura. Wielu z nas to nosiło. Sławek Dudek, Antal Kocso - zaśmiał się Hućko. Faktycznie, w latach 90-tych charakterystyczne długie włosy były czymś codziennym, często spotykanym. Życie po żużlu. Mechanik mistrza Po karierze sportowej Marek Hućko miał na siebie inny plan związany z żużlem. Jako mechanik współpracował z naprawdę wielkimi gwiazdami tej dyscypliny, na przykład z Nickim Pedersenem. Brał nawet udział w głośnej bójce podczas GP Nowej Zelandii, kiedy to pretensje do Pedersena miał Sam Masters. Doszło do szarpaniny, a Hućko był jednym z głównych uczestników. Cała akcja wzięła się tak naprawdę z niczego, ale wyglądała bardzo poważnie, ciosy były niczym prosto z ringu. Hućko zresztą w bardzo pozytywnych słowach wypowiedział się na temat Pedersena. Stwierdził, że we współpracy jest to bardzo dobry człowiek, choć pozory potrafią mylić. Jest chętny do pomocy i da się z nim dogadać. Dba także o właściwe przygotowanie mechanika do pracy. Nawet gdy ktoś dojeżdża w nocy i ma przed sobą dwie czy trzy godziny snu, duński mistrz potrafi bez problemu wykupić dla niego hotel, by się wyspał i mógł pracować efektywnie.