Wydawało się, że Rosjanie będą ze sportu żużlowego wyrzuceni całkowicie aż do odwołania. Niektórym grozi wręcz widmo zakończenia kariery. Nie przejdą zmiany obywatelstw czy inne próby uchylenia komuś furtki. Bezrobotni na chwilę obecną zawodnicy zostaną jednak w klubach, tylko że w innej roli. Niektóre ośrodki zadeklarowały pomoc swoim żużlowcom, którzy zdaniem działaczy nie są winni sytuacji. Aby zapewnić im środki do życia, wyciągnięto do nich rękę. Emil Sajfutdinow ma pojawiać się na meczach Apatora w roli mentora i doradcy. Rosjanin jest medalistą mistrzostw świata, jednym z najlepszych żużlowców ostatnich lat, więc do przekazania ma sporo. Siergiej Łogaczow z kolei zabawi się mechanika, bo Krzysztof Mrozek nie wyobraża sobie wyrzucenia go z klubu. Najbardziej zagadkowa jest sytuacja z Artiomem Łagutą, który we wtorek trenował we Wrocławiu. Pytanie: po co? Krążą plotki, że miałby pojechać nawet w treningach punktowanych. Nie ma jednak na to szans. GKSŻ się nie zgadza W środę do kwestii ewentualnych występów jakiegokolwiek Rosjanina w treningach punktowanych odniosła się GKSŻ w specjalnym komunikacie: Zawodnik krajowy lub zagraniczny bez ustalonej przynależności klubowej może uczestniczyć w treningach na torze żużlowym organizowanych przez klub pod warunkiem posiadania: - prawa do przedłużenia licencji „Ż” lub FIM i FIM Europa, - karty zdrowia zawodnika z aktualnym wpisem badania lekarskiego zgodnie z Regulaminem Medycznym PZM, - polisy ubezpieczeniowej NNW w wysokości określonej przez PZM, - zgody rodziców lub prawnych opiekunów w przypadku zawodnika młodzieżowego. Tym samym sprawę mamy jasną. Pytanie, jak Rosjanie - niezależnie od pełnionej funkcji - zostaliby przyjęci na stadionach. Zwłaszcza podczas meczów wyjazdowych. Większość kibiców jest na nich "cięta". Niektórzy eksperci mówią o tym, że bezpieczeństwo mogłoby być ograniczone. Wyzwisk i nieprzyjemnych tekstów z pewnością byłoby mnóstwo.