Szwedzki zawodnik od wielu lat ściga się w Polsce i mocno ugruntował tutaj swoją pozycję. A przynajmniej tak się wydawało jeszcze całkiem niedawno. Ljung był bardzo mocny na tym poziomie i mimo jego zaawansowanego wieku, interesowały się nim kluby z PGE Ekstraligi. Zresztą, trudno się dziwić. Wystarczy spojrzeć na jego statystyki. Średnia 2.339 w roku 2019, 2.234 rok wcześniej. To był lider, ktoś o kogo można było opierać skład zespołu, pewniak na dwucyfrówki. Wydawało się, że około 40. roku życia ten żużlowiec będzie przeżywał najlepszy okres w swojej karierze, może nawet zaatakuje Grand Prix. W sierpniu 2020 roku Ljung zaliczył jednak straszny upadek w lidze szwedzkiej. Wyleciał za bandę i huknął w słup, który na szczęście był obudowany materiałem zabezpieczającym. Strach pomyśleć, co by było gdyby nie był. Gdy team Ljunga zobaczył ten upadek, aż nie wiedział jak zareagować. Załamany był też menedżer zespołu. Ljung stosunkowo szybko doszedł do siebie, ale na torze był innym żużlowcem. Sezon zakończył z przeciętną jak na siebie średnią w Polsce - 1,839. To nadal był wynik, o którym wielu mogło pomarzyć, ale jak na Ljunga rezultat kiepski. Co za zjazd mistrza świata. Nie chce go nikt! Od tego czasu jednak Ljung zaliczył sportową katastrofę, na którą składa się kilka czynników. Gołym okiem widać, że jego poziom sportowy od czasu tego upadku poszedł w dół i choć zawodnik zaprzecza zarzutom o popularnego "kabla" po upadku, to nie ucieknie od takich opinii. Jeździ inaczej niż przed upadkiem. Ljung ma rodzinę, więc być może pewne rzeczy sobie przewartościował. To jednak bardzo przekłada się na wyniki, które obecnie ma znacznie słabsze niż jeszcze niedawno. Trudno się dziwić, że nie znalazł klubu w trakcie minionego okienka. Choć powód jest jeszcze co najmniej jeden. Ljung żąda bardzo wysokiego kontraktu. Szwed mocno się ceni, bazując na latach w których był pierwszoligowym hegemonem. Kluby jednak nie dają się na to nabierać, bo widzą na ile obecnie tego żużlowca stać. Nie za bardzo są na niego chętni nawet w 2. Lidze, do której już zresztą Ljung szedł bardzo niechętnie, bo on uważa siebie za pierwszoligowca. Być może wiosną ktoś się nim zainteresuje, ale z dostępnych na rynku żużlowców jest najsłabszą opcją. Poza nim do wzięcia są: Holta, Zagar, Miedziński i Kościuch. Ljung jest gorszy od każdego z nich. Czytaj także: Rzucił się na niego z pięściami. Inni bili mu brawo Witali go jak króla. Dostał telefon od mistrza świata