Pogoda storpedowała żużlowy weekend. Zawsze byłem zwolennikiem szybkich decyzji opartych o minimalizowanie ryzyka. W tym przypadku słupki zwiastujące rzęsiste opady niemal w całej Polsce nie pozostawiały wątpliwości, dlatego ludziom zarządzającymi naszymi rozgrywkami należą się brawa. Czekanie na ostatnią chwilę byłoby dużym błędem. Kluby zaoszczędzą "parę groszy", a kibice zamiast ślęczeć w niepewności na stadionie, spędzą niedzielę z rodziną. Tak to powinno wyglądać w profesjonalnym sporcie. Zawodnicy na pewno nie będą z tego powodu narzekać. Kalendarz jest mocno nabity więc każda okazja do odpoczynku może mieć na nich zbawienny wpływ. Okres wakacyjny sprzyja spotkaniom ze znajomymi, wyjściom do kina, kawiarni. Korzystajmy z tego, bo takie małe rzeczy pozwalają złapać świeżość, wyczyścić głowę przed kluczową i bardzo stresującą końcówką sezonu. Męki pańskie Madsena na silnikach Kargera Rzadko się zdarza, żeby w jednej kolejce odnotować dwa remisy. Ale kiedy drużyny dzielą się punktami w tym samym dniu, to już ewenement. Do tego typu sytuacji doszło w piątek. Wyniki bez rozstrzygnięcia padły w Gorzowie i Częstochowie. Mecz na Jancarzu był dziwny, a jakość nawierzchni zaskakująca dla gospodarzy. Kamuflaż przed play-offami? Zapraszam do dyskusji. Napiszę tylko tyle, że wiele już w żużlu widziałem i parę partii szachów rozegrałem. W każdym razie ścigania było w piątek jak na lekarstwo. W Częstochowie męki pańskie na silnikach Briana Kargera przeżywa Leon Madsen. W sobotniej rundzie SEC na torze Gustrow byłem naocznym świadkiem z jakimi ten chłopak boryka się potwornymi kłopotami sprzętowymi. Jest wyraźny problem z prędkością, te motocykle nie rozpędzają się i co najgorsze średnio reagują na korekty. Na pocieszenie fanów Włókniarza, dobry wiatr zaczyna wiać z boksu Mikkela Michelsena. Przesiadka z jednostek Flemminga Graversena na "szafy" Ashleya Hollowaya dają znakomity efekt. Przed sezonem typowałem zespół z Grudziądza do play-offów, a może i czwórki. To był dla mnie pewniak, ale pod spód, podobnie jak do trudnego zadania matematycznego wpisałem gwiazdkę. Nicki Pedersen musiał być zdrowy jak byk, albo dzik, ale niestety ta groźna kontuzja z zeszłego roku i dłuższy rozbrat z motocyklem odcisnął na nim piętno. Potencjał w tym składzie był jednak ogromny, co udowodniło spotkanie pod Jasną Górą. Korościel rozdrapał stare rany Kręciłem głowę z niedowierzaniem, ale też uśmiechałem się pod nosem, gdy Leon Madsen mijał w czternastym biegu na kresce Wadima Tarasienkę. Wiem jak to boli, trauma wróciła, miałem flashbacki z 2018 roku, gdy rozpaczliwa akcja Duńczyka na Lindbaecka pozbawiła Toruń w korespondencyjnym pojedynku awansu do play-offów. Michał Korościel tę ranę jeszcze rozdrapał, ale nie mam mu tego za złe, bo historia zatoczyła koło i wspominka była jak najbardziej stosowna. Teraz Madsen zafundował nam powtórkę z rozrywki, ale zadał cios Grudziądzowi, który stracił matematyczne szanse na wymarzoną szóstkę. Swoją drogą ciekawe jak potoczyłyby się na sze losy, gdyby wtedy Leon dał sobie na wstrzymanie, nie wykonał tej długiej prostej i nie wyprzedził Szweda z brazylijskim rodowodem.