Cały żużlowy Rzeszów pamięta 2015 rok i szalejącego Petera Kildemanda. Duńczyk po tamtym sezonie w Stali trafił do notesów wszystkich ekstraligowych menadżerów. W 2016 wybrał Fogo Unię i przepadł. Stał się jednym z wielu, do tego doszły kontuzje, presja i po dwóch latach w Lesznie z wielkiego Kildemanda nie zostało nic. Kildemand od kilku lat szuka formy Duńczyk zwiedził później jeszcze cztery kluby. Do każdego przychodził z nadzieją na odrodzenie i powrót do czasów świetności. Wszystko na nic. Teraz mamy kolejny klub i kolejną szansę. Tyle tylko, że akurat ten klub jest dla Kildemanda szczególny, bo tu wszystko się zaczęło. Kildemand dostał w Texom Stali kontrakt na poziomie 100 tysięcy złotych za podpis. Do tego doszły dwie stawki za punkt. 1,7 tysiąca przy meczowej zdobyczy do 9 punktów i 2,3 tysiąca przy 10 lub więcej punktach. Texom Stal prócz pieniędzy da mu pewien prezent O sile Kildemanda ma stanowić jednak prezent od klubu, jakim będą dwa nowiutkie silniki od czołowego tunera Flemminga Graversena. Stal zapłaci za nie około 70 tysięcy. Kildemand dostanie je w użyczenie. Po zakończeniu sezonu będzie je musiał zwrócić. To jednak nie ma znaczenia. Najważniejsze jest to, by na tych silnikach przypomniał sobie, jak się jeździ, żeby wrócił mu nawyk wygrywania. Stal będzie się uważnie przyglądała poczynaniom Kildemanda. Działaczom marzy się, żeby po ewentualnym awansie najważniejsi zawodnicy zostali w Rzeszowie. Z nimi spróbują zaatakować PGE Ekstraligę. Pytanie, czy Kildemanda stać jeszcze na taką jazdę, jak w 2015 roku. Bo od kilku lat zdecydowanie nie jest on ekstraligowym zawodnikiem. Zobacz również: Miał straszny wypadek. Dostał skierowanie na dodatkowe badania