Przypomnijmy, że w 2019 roku Polonia szła przez rozgrywki 2. Ligi jak burza, będąc zdecydowanym faworytem do awansu. Nieoczekiwanie potknęła się jednak w Poznaniu i przegrała tak wysoko, że nikt nie dawał jej szans w rewanżu. PSŻ do Bydgoszczy przyjechał do tego stopnia pewny awansu, że zabrał szampany i zamówił stół w restauracji, oczywiście celem świętowania zwycięstwa w dwumeczu, co miało być formalnością. Polonia przeprowadziła jednak remontadę stulecia i odrobiła stratę z pierwszego meczu, co wydawał się niemożliwe i wręcz niewytłumaczalne. Jerzy Kanclerz w dużym stopniu przyczynił się do tego zwycięstwa, bo zestawił ryzykowne pary, a to ryzyko przyniosło znakomity efekt, bo dzięki wygranych pierwszych biegach, goście od początku nerwowo liczyli punkty. Ale było coś jeszcze. Jego gra psychologiczna w całym tygodniu poprzedzającym spotkanie rewanżowe. Prezes znów gra. Czy to coś da? W 2019 roku Jerzy Kanclerz niemal gratulował już rywalom awansu do 1. Ligi i oni tak bardzo w to uwierzyli, że kompletnie stracili czujność. Tym razem oczywiście mimo kolejnej wysokiej porazki w Poznaniu, prezes Polonii jest o wiele bardziej stonowany w wypowiedziach, ale znów mówi o bardzo trudnym rewanżu i o tym, że być może czeka go najwieksza porażka w karierze prezesa (mowa oczywiście o ewentualnym odpadnięciu w ćwierćfinale). Czy Kanclerz znów chce uśpić rywala? Wiele na to wskazuje, bo przecież ta metoda pięć lat temu przyniosła rezultaty. Polonia ma do odrobienia znacznie mniej, bo "tylko" 15 punktów, ale tak czy inaczej przed nią trudne zadanie. Absolutnie jednak nie można odbierać jej szans, bo zwróćmy uwagę że praktycznie wszystkie mecze w Bydgoszczy kończyły się w tym roku pogromami drużyn przyjezdnych. A do tego przecież Polonia zawsze może wejść jako tzw. szczęśliwy przegrany.