Deja vu, które w Grudziądzu mają co roku, zaczyna być zapewne coraz bardziej uciążliwe. GKM także w tym sezonie nie spadnie, ale też nie wywalczy niczego większego. Mimo pozycji lidera na początku rozgrywek, zespół skończy zaledwie na siódmym miejscu. Zaledwie, bo to w zasadzie ostatnia pozycja wśród drużyn ekstraligowych. Arged Malesa - jak pokazał sezon - do takich nie należała. GKM pod kątem sezonu 2023 również kusił wielkie gwiazdy, takie jak np. Martin Vaculik. Słowak odmówił. W Grudziądzu jest atmosfera, jest stabilizacja, są kibice. Czego więc nie ma? Żużlowcy mówią, że tamtejszy tor upośledza ich umiejętności. Przytaczają przykład Artioma Łaguty jako jedynego, który jeżdżąc tam regularnie, zyskał. Inni tracą. Być może faktycznie to jest powód, bo innych nie widać, a na tym punkcie wielu zawodników ma obsesję. Czy czeka ich to samo? Zespół kolejny raz potrzebuje gruntownej przebudowy. Nikt już nawet nie myśli o pozostawieniu Przemysława Pawlickiego, który zmarnował wszystkie swoje szanse. Krzysztof Kasprzak zasadniczo jakiejś tragedii nie jechał, ale od byłego wicemistrza świata wymagania są trochę większe. Nie zawiódł Frederik Jakobsen, który pojechał nawet lepiej niż zakładano. Podobnie, jak Norbert Krakowiak. Pytanie, co z Nickim Pedersenem. Duńczyk walczy, rehabilituje się i deklaruje, że na pewno wróci. I w to wszyscy są skłonni uwierzyć. Ale Pedersen nie ma już 20 lat. W tym sezonie znowu kilka razy mocno się poturbował. Organizm kiedyś powie "stop". Druga sprawa to częste nieobecności Pedersena, które powodują że GKM traci sportowo. Jego styl jazdy sprzyja urazom. Wydaje się, że najlepszą rzeczą jaką GKM może zrobić, jest ściągnięcie Maksa Fricke'a. To gwiazda eWinner 1. Ligi i zwycięzca GP w Warszawie. On akurat do Grudziądza by przyszedł. Problem w tym, że chce go też kilka innych klubów.