Michał Sikora jest prezesem Polskiego Związku Motorowego od blisko pięciu lat. Stanowisko przejmował od żywej legendy żużlowych działaczy - Andrzeja Witkowskiego, który rządził federacją od 1989 roku. Poprzednik Sikory budził spore kontrowersje - niektórzy zarzucali mu, że żużla używa tylko do autoreklamy, a sam skupia się bardziej na innych dyscyplinach, przede wszystkim samochodowych. Nieoficjalnie mówiło się o jego zażartym konflikcie z selekcjonerem żużlowej reprezentacji, Markiem Cieślakiem. Witkowski pod koniec swych rządów podpadł również najlepszym zawodnikom - Zmarzlikowi, Patrykowi Dudkowi i Maciejowi Janowskiemu, kiedy to poradził im publicznie, by odcięli pępowiny i uniezależnili się od swoich ojców Jego ogromnego wkładu w rozwój speedwaya nie sposób jednak podważyć - to za panowania Witkowskiego Polska stała się żużlową potęgą. Reprezentacja Marka Cieślaka zdominowała rozgrywki Drużynowego Pucharu Świata, Tomasz Gollob wywalczył upragniony triumf w Grand Prix, a najwyższa klasa rozgrywkowa przekształciła się w potężną Ekstraligę. Nikogo nie dziwił więc fakt, że Witkowski po dziś dzień piastuje oficjalny tytuł honorowego prezesa PZM. Michał Sikora nie jest jak Andrzej Witkowski Do jego następcy żużlowe środowisko podchodziło raczej sceptycznie. Michał Sikora nie wywodził się wszak z niego, a ze świata motocrossu. Obawiano się, że czarny sport będzie traktował po macoszemu. Kielczanin doskonale rozumiał jednak, że to właśnie ta dyscyplina ma główny wpływ na postrzeganie jego federacji i od początku przykładał do niej ogromną wagę. Działa zupełnie inaczej niż Andrzej Witkowski - rzadziej błyszczy w świetle kamer, nieczęsto zabiera głos publicznie. Jego organiczna praca w kuluarach od lat służy polskiemu żużlowi. Prezes słynie z łagodzenia konfliktów i personalnych tarć w środowisku. Wielu ekspertów podejrzewa Sikorę o to, że słabą znajomość żużlowych realiów kompensuje częstym korzystaniem z rady Witkowskiego. Trudno stwierdzić czy tak było i przy okazji zawieszenia rosyjskich zawodników, bo jego poprzednik nie zabrał publicznie głosu w tej sprawie. Aktualny prezes wykonał w każdym razie tytaniczną pracę w kuluarach. Tajemnicą poliszynela jest przecież fakt, że FIM początkowo chciał pójść drogą swego samochodowego odpowiednika - nie tylko nie zakazać rosyjskim żużlowcom startu w ligach, ale również dopuścić ich do rozgrywek międzynarodowych pod neutralną flagą. Świat zaczął liczyć się z Polakami? Czy działalność Michała Sikory skłoniła światową federację do zmiany decyzji? Prezes PZM chwilę po wybuchu wojny wysłał do FIM list, w którym apelował o zawieszenie rosyjskich zawodników. Z czasem zaczął grozić, że w przypadku startu rosyjskich żużlowców, Polska nie zorganizuje w tym roku turnieju Grand Prix w Toruniu, Wrocławiu, Gorzowie ani nawet w Warszawie. - Czy wyobraża pan sobie, że tysiąc ludzi wpada na murawę i dokonuje samosądu na zawodniku z Rosji? - miał pytać Jorge Viegasa, prezydenta FIM. Tuż po ogłoszeniu oficjalnych sankcji FIM, PZM opublikował niemal bliźniacze oświadczenie, w którym akcentował, że żaden z rosyjskich żużlowców nie weźmie udziału w polskich rozgrywkach. Nie minęło kilkadziesiąt minut, a Michał Sikora ucinał już spekulacje na temat "bocznej furtki" dla niektórych Rosjan. - Jako prezes PZM mogę z całą stanowczością stwierdzić, że nie widzę możliwości wydania polskiej licencji dla Sajfutdinowa i Łaguty - akcentował na łamach Interii. Poszedł krok dalej niż prezes PZPN Jeśli działalność lobbingowa Sikory skutecznie wpłynęła na FIM, to prezes wytrącił koronny argument z ręki swym przeciwnikom. Spora część środowiska narzekała, że Polska mimo dominacji na żużlowych torach jest pomiatana na poziomie gabinetów i nic od niej nie zależy. Jeżeli jednak światowi decydenci potrafią pod naszym wpływem zmienić strategię swych działań nawet w tak delikatnej materii, to znak, że polscy działacze coraz mocniej ugruntowują swoją pozycję na salonach. Prezes Sikora rozegrał sprawę Rosjan tak, że nawet znany felietonista Bartłomiej Czekański bodaj pierwszy raz w życiu przyznał, że nie ma powodów, by krytykować żuzlową centralę. Sikora poszedł krok dalej niż prezes PZPN Cezary Kulesza. Ten odmówił jedynie gry z reprezentacją Rosji, ale jej piłkarzy z ligi nie wyrzucał. Szef PZM to zrobił.