Mateusz Bartkowiak pomimo upływających lat, wciąż należy do grona najbardziej utalentowanych polskich młodzieżowców. Co prawda daleko mu obecnie do następcy Bartosza Zmarzlika, o czym marzyli kibice. Nie ulega jednak wątpliwości, iż jego osobą nie pogardziłby żaden klub rywalizujący w PGE Ekstralidze. Nastolatek z pewnością byłby w zdecydowanie lepszym położeniu gdyby nie kontuzje towarzyszące mu od początku kariery. Najpoważniejszy uraz miał miejsce w sezonie 2020, kiedy to podczas niewinnej imprezy juniorskiej żużlowiec poważnie uszkodził kręgosłup. Na całe szczęście, po długiej walce wychowanek Stali powrócił na motocykl. Jak się okazuje, nie był to pierwszy dramat, z którym musiał zmierzyć się zawodnik wraz ze swoją rodziną. Ogromnej dawki stresu najbliżsi 18-latka najedli się także dekadę temu. - Jak miałem dziewięć lat, to w moich drugich zawodach złamałem obie nogi. Mogło mnie to całkiem złamać, ale powiedziałem sobie, że muszę coś osiągnąć w tym sporcie i wykorzystać tą swoją ambitność i upartość - powiedział reprezentant obecnych brązowych medalistów kraju w rozmowie z Magazynem Żużel. Mateusz Bartkowiak wykorzysta życiową szansę? Teraz kibice liczą na to, iż limit pecha został wyczerpany i za kilkanaście miesięcy junior po raz pierwszy w karierze stanie na najwyższym stopniu podium w PGE Ekstralidze. - Ja nie jestem zawodnikiem, który robi hałas w mediach. Ja cierpliwie czekam, robię swoje i ciężko pracuję. Ocenicie mnie po wynikach - zapowiedział. Niestety sam zainteresowany zimą musi się jeszcze trochę namęczyć, ponieważ istnieje ryzyko, że nie zdąży na inaugurację sezonu z Motorem Lublin. - W niedawno zakończonym sezonie zerwałem więzadła krzyżowe w kolanie. Mało kto o tym wiedział. Podleczyłem to, ale po zakończeniu zmagań wybrałem się na operację ACL i szycie łąkotki. Teraz trwa rehabilitacja. Jest ciężko, lecz każdego dnia jest bliżej tego, by powrócić do pełnej formy - zakończył Mateusz Bartkowiak. W razie, gdyby plan nie zakończył się powodzeniem, trener Stanisław Chomski będzie miał nie lada kłopot, gdyż obecnie ma on do dyspozycji niedoświadczonego Oskara Hurysza oraz przeciętny duet Kamil Pytlewski - Oliwier Ralcewicz.