Interia otwiera się na żużel, więc warto wyjaśnić, z czym to się je. Cała zabawa polega na tym, że czterech facetów ściga się przez cztery okrążenia na motocyklach, które nie mają hamulców ani skrzyni biegów. Zawodnicy jeżdżą tylko w lewo, na owalnych, zamkniętych torach ograniczonych bandami. Mecz ligowy składa się z 15., zawody indywidualne z 20., a par z 21. biegów. Do tej wyliczanki należałoby dodać stwierdzenie: tradycyjnie, bo w czasach nowożytnych, w dobie powszechnej komercjalizacji, mamy Grand Prix, a także Speedway of Nations złożone z 23. biegów. O żużlu mówi się, że to czarny sport. Wszystko, dlatego że kiedyś, na samym początku, tory, na których się ścigano, były zrobione z żużla piecowego, hutniczego odpadu. Materiał był bardzo tani, stąd zastosowanie, i zdecydowanie czarny. Przy kiepskiej pogodzie zawodnicy byli umorusani niczym wracający z szychty górnicy. Gdyby dziś dalej jeżdżono na żużlu, to każdy byle opad deszczu powodowałby odwołanie spotkania, bo tor nie nadawałby się do jazdy. Tony oleju. Tory były od nich tłuste - W Częstochowie mieliśmy na torze żużel z pobliskiej huty - mówi Marek Cieślak, były trener reprezentacji Polski i Włókniarza. - Ten żużel był taki, że po trzech okrążeniach w nawierzchni robiły się koleiny na dwadzieścia centymetrów. Wszystko przez olej, który był wyrzucany na tor. Jak ktoś przez kilka lat nie wymieniał nawierzchni, to robiła się maź i ślizgawica. Tor był aż tłusty od tego oleju. Obecnie nie ma już żużlowych, czarnych torów. Są granitowe lub sjenitowe z domieszką glinki. Żużel powinien właściwie zmienić nazwę. Zamiast czarnego sportu, powinien być brązowy lub brunatny sport. Choć zdarzają się i czerwone tory, patrz dwa lata temu Wrocław. Wszystko jest uzależnione od rodzaju i ilości glinki, jaka została wysypana na tor. Tradycjonalistów uspokajamy, żadnej zmiany nazwy nie będzie. Żużel zostanie żużlem, choć na przestrzeni lat zmieniło się w tym sporcie wszystko, nie tylko nawierzchnia, po której się jeździ. Na starcie dosłownie był beton Jeszcze w latach 40-tych startowano na chorągiewkę, a na polu startowym był dosłownie beton. - Dokładnie to była pocięta w poprzek płyta - wyjaśnia Cieślak. - Wtedy zawodnicy nie kopali w torze, nie robili kolein na starcie, jak dziś, bo nie było takiej możliwości. Nacięcia sprawiały, że na starcie było przyczepnie. Wtedy zawodnicy często robili świece, taki był urok twardego betonu - precyzuje Cieślak, a my dodajmy tylko, że chorągiewka została szybko zastąpiona maszyną startową i taśmą. Zresztą beton też szybko poszedł w odstawkę. Trener kadry pamięta, że na początku procedura startu mocno różniła się od obecnej. - Pierwsza była dwa metry przed taśmą startową. Jak podprowadzający dał sygnał, to dopiero wtedy podjeżdżało się pod taśmę. Właściwie to człowiek odpychał się nogami, bo sprzęgła były takie, że jakby ruszyć, to na taśmie by się motocykl nie zatrzymał - komentuje Cieślak. Swoją drogą, to kiedyś procedura startowa pozwalała zawodnikom ruszać się pod taśmą, najeżdżać na nią. Teraz muszą stać nieruchomo. Każde drgnięcie może być potraktowane jako naruszenie procedury i grozi ostrzeżeniem albo nawet wykluczeniem z biegu. Uderzenie w bandę, jak spotkanie ze ścianą Przez lata zmieniły się też bandy okalające tor. Kiedyś to były deski, które często gęsto były wzmocnione tak, że dla lecącego na nie zawodnika było to spotkanie ze ścianą. - W Tarnowie to była kiedyś taka banda, o której mówili, że czołgiem nie przejedziesz. Stare bandy były największym problemem żużla. To głównie przez nie, co roku, dwóch, trzech chłopaków szło do Abrahama - zauważa Cieślak. Obecnie bandy na łukach są dmuchane, a te na prostej także są zrobione z materiału amortyzującego. Zdarza się, że zawodnik wpadający pod dmuchaną bandę i przebywający pod nią dłuższą chwilę może odczuwać pewien dyskomfort. Nie ma jednak idealnego rozwiązania. Na pewno jednak lepiej spędzić chwilę w egipskich ciemnościach niż uderzyć w beton. Tak na marginesie, to wzięły się one z Anglii, gdzie tory wyścigowe miały szerokie zastosowanie. - Odbywały się na nich wyścigi psów i samochodów. Kończył się mecz żużlowy i rozbierano bandę. Jeszcze dziś na Wyspach dmuchane bandy są gdzieniegdzie mocowane na betonie - stwierdza Cieślak. Zmiany w żużlu na przestrzeni lat dotyczą nie tylko infrastruktury, ale i też sprzętu i ubioru zawodników. Tak kiedyś, jak i obecnie żużlowcy rozwijają na prostej prędkości przekraczające 100 kilometrów na godzinę. Jednak teraz mogą się czuć bardziej bezpiecznie. Trener Cieślak uważa, że kiedyś wyjazd na mecz, to było jak pójście na wojnę. - Co roku dwóch, trzech chłopaków szło do Abrahama. Zabezpieczenia były tak marne, a tory tak ciężkie, że obecny żużel do starego można porównać do jazdy BMW lub Mercedesem z jazdą starą Warszawą. Orzeszek na głowie, okulary do oprysków na oczach Dawniej żużlowcy byli gladiatorami, którzy musieli się liczyć z tym, że każde ich wyjście z domu może być ostatnim. Zenon Plech, wicemistrz świata, mówił kiedyś, że w pierwszych latach startów jeździł na przestarzałym modelu motocykla, miał kanapę zamiast eleganckiego siodełka, a na głowę zakładał kask tzw. Orzeszek, który był raczej marnym zabezpieczeniem. Okulary, jakich używał, to były te same, które rolnicy zakładali przy opryskach. Jerzy Szczakiel, pierwszy polski mistrz świata z 1973 roku, miał już jednak łatwiej. Dalej siedział na kanapie, ale na głowie miał elegancki kask Bella. Polskie gwiazdy z lat 60-tych i 70-tych zdecydowanie jednak nie mogły się czuć tak bezpiecznie, jak te obecne. Dziś każdy zawodnik ma kask, gogle i ochraniacze z najwyższej półki. Wszystko atestowane, w pełni bezpieczne. Co prawda zamiast skór nosi się cienkie kevlary, ale cały ten pancerz z ochraniaczy, który żużlowiec ma pod spodem, zabezpiecza go w znaczącym stopniu. Inna sprawa, że w przypadku żużla nigdy nie będzie można mówić o 100-procentowym bezpieczeństwie. Gdy idzie o zmiany sprzętowe, to są one różnie odbierane przez kibiców. Od pewnego czasu mówi się, że żużel idzie w kierunku Formuły 1. Stare silniki (na początku dwuzaworowe, na dokładkę stojące) były bardziej wymagające. Liczyła się technika. Trzeba było przymknąć gaz, żeby wyprzedzić rywala. Obecnie zawodnicy odkręcają gaz na full i jadą, byle do przodu. Żużel na zwiększonych obrotach W żużlu na początku ścigano się na motocyklach drogowych. Potem były wspomniane już dwuzaworówki. Mistrz świata Bartosz Zmarzlik ściga się na już na silniku czterozaworowym. Jego wielki mistrz Tomasz Gollob jeździł też jednak na silniku Jawy. Po drodze mieliśmy też silnik Wesley. Najważniejszą zmianą w silniku jest ta zawiązana ze skokiem. Nastąpiło schodzenie w dół. Kiedyś silnik kręcił 7, maksymalnie 8 tysięcy obrotów. Teraz kręci 13 tysięcy. O powodzeniu w biegu decydują w związku z tym detale jak ustawienie zapłonu czy gaźnika. Moc bierze się z obrotów, więc wszystko musi być ustawione, jak należy. Do tego trzeba jeszcze ułożyć odpowiednio ciało w trakcie jazdy. Silniki dziś są mocno wyżyłowane. Nie to, co kiedyś. Dawniej stosowano jednak duże, ciężkie wały, które uniemożliwiały kręcenie większej liczby obrotów. Zmianę w żużlu widać nie tylko w silniku, ale i też w sprzęgle. Te produkowane obecnie mają większe przełożenie na tylne koło, a to daje bardzo dużo na starcie. Dawne sprzęgła ciągnęły i ciężko było utrzymać maszynę nieruchomo na starcie. Taki Szczakiel nie raz i nie dwa ruszał z lotnych startów. Dziś by tego nie robił. Inna sprawa, że Szczakiel, podobnie jak inni starzy i wielcy mistrzowie, miałby problem z rywalizacją na śliskich i twardych torach, jakie mamy obecnie. Z drugiej strony gwiazdy XXI wieku miałyby problem z tym, żeby odnaleźć się wtedy, gdy rywalizowano na trudnych, przyczepnych torach. Dariusz Ostafiński