Rękawiczki to taka część żużlowego sprzętu, bez której trudno sobie wyobrazić wyjazd na tor, choć niby bez nich da się jechać. Pełnią przede wszystkim funkcję ochronną, zdarza się że jest na nich logo jakiegoś małego sponsora. Dają też gwarancję tego, że zawodnikowi będzie ciepło w ręce, bo jednak jadąc z taką prędkością odczuwa się zdecydowanie niższą temperaturą niż gdy jest się w bezruchu. Tak więc żużlowiec bez rękawiczek to widok niezwykle rzadki, ale czasem jednak widywany. Najgłośniejsza jest historia z Tarnowa sprzed siedmiu lat. Janusz Kołodziej podczas meczu ligowego w ostatniej chwili dowiedział się, że jedzie jako rezerwa taktyczna w biegu, do którego czas dwóch minut już biegł. Założył na siebie w zasadzie byle co, wziął pierwszy z brzegu motocykl i wsiadł na niego. Na rękawiczki już nie miał czasu. Jazda bez nich narażała go na wielkie niebezpieczeństwo, ale na szczęście nic się nie stało. Dodatkowo w trakcie biegu spadł mu "laczek", który na skutek pośpiechu zapewne też był źle założony. Tak wściekłego Kołodzieja nigdy nie widzieli. Zresztą odszedł z klubu po tamtym sezonie. Miał dość nieporozumień. Suchecki poszedł w ślady mistrza Polski. On też jeździł w ten sposób Zbigniewa Sucheckiego i Janusza Kołodzieja pod względem sportowym dzieli bardzo wiele i tego chyba każdy ma świadomość. Są jednak także rzeczy wspólne między tą dwójką. Przede wszystkim obaj są z rocznika 1984, wychowywali się żużlowo jako jedno pokolenie. Swego czasu Suchecki też uchodził za spory talent, ale gdzieś się pogubił. Od kilku dni panowie mają jeszcze jedną wspólną cechę. Obaj "zaliczyli" wyścig bez rękawiczek. Suchecki zrobił to w Gnieźnie podczas zawodów o koronę Bolesława Chrobrego, pierwszego króla Polski. Powody takiego zachowania Sucheckiego są bliżej nieznane, ale gdy patrzyło się na niego w trakcie biegu można było odnieść wrażenie, że jakoś bardzo brak ochrony rąk mu nie doskwiera. Normalnie jechał, składał się w łuki, bronił się przed szprycą. - Mors - napisał w mediach społecznościowych znany fotograf, Jarosław Pabijan. Nawiązywał oczywiście do grupy zapaleńców, która regularnie zimą kąpie się w rzekach czy jeziorach, nie zważając na niskie temperatury.