Przywykliśmy już do tego, że najważniejsze imprezy europejskiego i światowego żużla odbywają się na tych samych torach niemal co roku. Kalendarz Grand Prix jest powtarzalny, podobnie jak eliminacji do mistrzostw świata. Co roku w okresie późnej wiosny kibice w Mureck, Lonigo, Żarnowicy czy Krsko mają okazję zobaczyć najlepszych zawodników na świecie, bo przecież tacy tez biorą udział w kwalifikacjach do kolejnego cyklu. Co roku od dawna odbywa się też SEC w Güstrow, na torze wybitnie technicznym i sprzyjającym walce. To malutki obiekt położony na tyle blisko granicy z Polską, że bardzo wielu naszych rodaków rokrocznie się tam wybiera. I choć w Güstrow zawsze ściganie jest kapitalne, to wciąż nie było tam rundy Grand. Właściwie co roku pojawiają się pytania o powody takiego stanu rzeczy. Żużel. O tym kibice nie zawsze wiedzą Güstrow jest przyzwyczajone do rozgrywania SEC i tak naprawdę nikt sobie nie wyobraża cyklu bez tego miejsca. Kibice pytają jednak, dlaczego nie może być tam również Grand Prix, w którym jest jak na lekarstwo ciekawych torów. Odpowiedź jest prosta. Chodzi w dużym stopniu o koszty organizacji turnieju. Działacze w takich ośrodkach często uważają, że na dwie imprezy przyjdzie dwa razy po pół stadionu, a koszty będą podwójne. Podobnie jest zresztą w Pardubicach. Tam wielokrotnie wciskano już Grand Prix Czech, bo Praga jest potwornie nudna. Miejscowi cyklu jednak nie chcą. Dlaczego? Bo Zlata Prilba generuje wielkie dochody. A jeśli zrobią jeszcze jeden duży turniej, nie ma gwarancji że przyjdzie tyle osób. Prilba zaś to tradycja tak wielka, że kompletu można być niemal pewnym. Tym bardziej w tym roku, gdy w piątek będzie jeszcze Grand Prix Challenge.