Kiedyś było tak, że przed zawodami odbywał się trening, a numery startowe na zawody losowano. Po wprowadzeniu kwalifikacji nie ma zwykłego treningu, a jego rolę pełnią właśnie kwalifikacje. Nie są one jednak bez znaczenia, bo ten, kto wykręci najlepszy czas, będzie jako pierwszy wybierał numer startowy na zawody, które odbywają się niezmiennie w sobotę. Kwalifikacje to nic innego, jak jazda pojedyncza zawodników na czas. Nie ma więc emocji związanych z jazdą zawodników w kontakcie, czy mijankami na trasie, bo rywalizacja pomiędzy zawodnikami odbywa się tylko w Excelu. Kibice, nie bez racji, narzekają na nudę, bo podczas sesji faktycznie nic się nie dzieje. Okazuje się jednak, że fanami tego pomysłu są sami żużlowcy. Woffinden cieszy się z nowego formatu - Och, zdecydowanie powinniśmy mieć prawo zakwalifikowania się, a później możliwość wyboru numery startowego. Wtedy jest to nasza decyzja, a nie loteria - mówił w rozmowie z Interią Tai Woffinden. Trzykrotny mistrz świata wytłumaczył też swoje podejście do późniejszego wyboru numerów startowych. - Większość zawodników prawdopodobnie wolałaby dwukrotnie startować z pola pierwszego, a nie z pola czwartego, czy trzeciego. Widać to choćby po tym, jak wybierają numery - mówił Brytyjczyk. - Oczywiście możemy korzystać z wyników poprzednich rund, które odbywały się na danym torze, ale szczególnie na torach jednodniowych nie wiesz, jak to będzie wyglądało nazajutrz - dodawał. Thomsen jest fanem kwalifikacji, bo jest fanem F1 Dużo luźniej w temacie wypowiadał się Anders Thomsen. Pytany o to, czy woli format z kwalifikacjami, czy ze zwykłym treningiem odpowiedział, że ten kwalifikacyjny. Dlaczego? - Wygląda to bardziej profesjonalnie - odpowiedział, wybuchając śmiechem. - Bardzo interesuję się Formułą 1, śledzę nawet treningi i kwalifikacje, więc ten format bardziej mi się podoba - uzasadnił swoje stanowisko Duńczyk. Dopytywany czy czuje się zatem jak kierowca Formuły 1, wybuchnął śmiechem. - Nie, nie czuję się - odpowiedział rozbawiony żużlowiec Moje Bermudy Stali Gorzów.