Charlesa Wrighta jeszcze do niedawna w Polsce znała głównie garstka pasjonatów śledzących brytyjski żużel. O ile w ojczyźnie 35-latek należy do czołówki, o tyle w naszym kraju nie zdołał specjalnie zaistnieć. Wszystko miało zmienić się we wrześniu zeszłego roku, kiedy na półfinał PGE Ekstraligi awaryjnie zakontraktowała go Betard Sparta Wrocław. Dla głównego bohatera naszego tekstu brzmiało to jak piękny sen, ponieważ na dzień dobry otrzymał okazję do startu przy kilkunastotysięcznej publiczności. W perspektywie był też medal drużynowych mistrzostw Polski. Wspomniany piękny sen Brytyjczyka w dziesiątym biegu wieczoru zamienił się w istny koszmar. Szalenie ambitny Charles Wright na pierwszym łuku zahaczył o tylne koło motocykla rywala, nie zdołał zaskoczyć ze swojej maszyny i z ogromną prędkością pojechał wprost w dmuchaną bandę. Kibice na trybunach obawiali się najgorszego. Mnóstwo z nich autentycznie zaczęło płakać i to nie z powodu tego, że Betard Sparta straciła zawodnika. Żużlowcowi mogła stać się ogromna krzywda. Rzeczywiście ze zdrowiem Wrighta w pewnym momencie było naprawdę krucho. Szczegółowe badania wykazały między innymi urazy kręgów szyjnych. W pewnym momencie media społecznościowe zawodnika przejęła jego żona. - Wciąż nie możemy wrócić do ojczyzny ze względu na odniesione wcześniej obrażenia, w tym odmę płucną. Charles co prawda może chodzić samodzielnie na krótkich dystansach, ale z reguły porusza się na wózku inwalidzkim - napisała zatroskana kobieta do martwiących się fanów. Polacy go nie zostawili. Dostał pokój w hotelu i dietetyka Poza żoną, o żużlowca odpowiednio dbał także ośrodek ze stolicy Dolnego Śląska. W szpitalu, a następnie hotelu nie brakowało mu niczego. Wright był w pozytywnym szoku, bo za nic w świecie nie spodziewał się takiego podejścia. 35-latek dostawał nawet specjalne posiłki rozpisane przez wykwalifikowanego dietetyka. - Każdego dnia przedstawiciel klubu pojawia się w szpitalu - pisaliśmy wówczas na Interii. Sytuacja Brytyjczyka z dnia na dzień ulegała poprawie, aż wreszcie ten mógł polecieć do ojczyzny. To właśnie tam robi teraz prawdziwą furorę. 35-latek wrócił do sportu w stylu godnym największych mistrzów. Od początku sezonu Charles Wright jest jednym z liderów Oxford Spires. W ostatnim spotkaniu przeszedł samego siebie i wywalczył łącznie z bonusami aż trzynaście punktów. - Czuję się coraz silniejszy - pochwalił się w mediach społecznościowych po wygranym pojedynku w Birmingham. Co na to kibice? - Jesteś niesamowity. Coś niebywałego - piszą w komentarzach. Aż szkoda, że żaden klub w Krajowej Lidze Żużlowej nie ma wolnego miejsca w kadrze, bo z chęcią obejrzelibyśmy Charlesa Wrighta ponownie w kraju nad Wisłą.