Mateusz Wróblewski, INTERIA: Sześć punktów zdobytych na torze, pięć do klasyfikacji. Jak podsumuje pan występ podczas Grand Prix Polski w Warszawie? Andrzej Lebiediew, Łotwa: - Warszawa to specyficzny tor. Niedługo te krótkie tory się skończą w Grand Prix i wjedziemy w normalne, naturalne, dłuższe i szersze tory. One bardziej sprzyjają mojej jeździe. Brakuje mi na tym poziomie decyzji i na torze i w parkingu. Andrzej Lebiediew przyznaje, że jest słaby mentalnie Jak dobrze rozumiem, wychodzi po prostu brak pana doświadczenia na jednodniowych torach? Serce bije mocniej, gdy jedzie się przed tak liczną publicznością? - To na pewno. Oddycha się gorzej, trudniej też złapać luz. Być może właśnie to jest to, o czym wspomniałem wcześniej, że jestem słabszy mentalnie od reszty zawodników. Niektórzy jeżdżą w cyklu GP już latami. Myślę, że moja głowa się buduje i z każdym kolejnym biegiem staję się mocniejszy, spokojniejszy i rozsądniej podchodzę do każdego kolejnego wyścigu. Organizatorzy Grand Prix zrobili krok naprzód. Sprint to dobry pomysł Sprint podczas kwalifikacji to krok naprzód czy w tył? Jak pan zapatruje się na tę nowinkę? - Jestem za tym, wspieram nowości. Gotujemy się we własnym sosie, nie wychodzimy poza własną bańkę i nie otwieramy się na nowe rzeczy. Tym bardziej cieszy, że mamy jakąś nowość w postaci sprintu. Żużel boi się zmian, takie mamy środowisko, a przecież zmiany są potrzebne. Trzeba szukać atrakcyjności w naszym sporcie. Zawodnicy powtarzają, że chcemy promować żużel, a nie otwieramy się na nic w ogóle. Uważam, że to jest ciekawe dla kibiców, niech to się dzieje. Nie robiąc nic, będziemy stali w miejscu. Narzekamy na wszystko, a jak dochodzi do zmian, także narzekamy. Bądźmy otwarci, apeluję. Niektórzy krytykują to rozwiązanie - Krytykować także trzeba, ale dajmy szansę. W ogóle mam dużo pomysłów. Chciałbym żeby mecze były atrakcyjniejsze także w przerwach między wyścigami. Czyli powinniśmy iść w stronę amerykańskiego sportu. Tam fani w przerwach mają co robić. - Dlaczego tego nie zrobić u nas? Możemy coś zrobić albo patrzeć na traktory. To przyciągnie nowych kibiców. Aktualnie w Skandynawii oglądamy przykre obrazki, bo średnia wieku na trybunach sięga 60-70 lat. Młodych osób nie ma. Gdybym nie był żużlowcem, to swojego dziecka też nie zabrałbym na stadion. Po co? Przecież nie będzie oglądał cały czas zawodów. On potrzebuje zabawy w przerwie, potrzebuje show. Takie osoby z wiekiem zostaną na stadionie.