O co tutaj chodzi? W Apatorze piach, a w innym klubie nagła zwyżka formy. I to nawet u takich zawodników, których nikt by o to nie podejrzewał. Bo na takim Chrisie Holderze to już kilka razy stawiano krzyżyk. Wystarczyło jednak, że zamienił Toruń na Ostrów i od razu wszystko zagrało. W tej sytuacji pytanie kibiców jest jak najbardziej zasadne i na czasie. - Co jest w naszym klubie, że jak od nas odchodzą, to jeżdżą, a u nas każdy zjazd - te słowa jednego z fanów powinny brzęczeć w uszach toruńskich działaczy. Problemem jest rodzina Termińskich Patrząc na wyniki, należałoby powiedzieć, że problemem jest rządząca klubem rodzina Termińskich. Za czasów Romana Karkosika (2006-2014) w Toruniu cieszyli się z sześciu medali, w tym jednego tytułu mistrza Polski. Era Termińskich to jeden medal, ale i też spadek do niższej ligi. No i poza medalem ekstraligowe wyniki nie robią wrażenia. Teraz należałoby doprecyzować, że problemem jest nie tyle rodzina Termińskich, ile sposób, w jaki zarządza ona klubem. Odkąd pan Przemysław przejął Apatora, to brak w tym klubie stabilizacji. Trudno znaleźć trenera, który przetrwał więcej niż dwa sezony, a każda zmiana przypomina wyrywanie drzewa z korzeniami. Znikają bliscy współpracownicy trenera, skreślane są jego pomysły. Właściciele Apatora nie mają cierpliwości. Teraz znowu w drużynie jest psycholog, ale poprzedni taki eksperyment zakończył się po kilku miesiącach. Rodzina Termińskich za szybko bierze się za rozliczanie z efektów i wyników. Apator zarządzany, jak korporacja Ktoś powiedział, że Apator jest od kilku lat zarządzany, jak korporacja. Problem w tym, że wyniku nie da się zaprogramować. Nawet, jak się terminowo i dobrze płaci. Zresztą z tym płaceniem dużych pieniędzy, to też tak nie do końca. Fakty są takie, że dopiero przed tym sezonem właściciel szarpnął się na wielki wydatek. Pech chciał, że przez wykluczenie Rosjan przez PZM stracił lidera Emila Sajfutdinowa. Karkosik, poprzednik Termińskiego, wielkie pieniądze na żużel wydawał co roku, a do zarządzania się nie pchał. Zostawiał je innym. I był taki czas, kiedy stery w klubie dzierżył Wojciech Stępniewski, obecny szef PGE Ekstraligi. I wtedy Apator był jedną z najbardziej liczących się sił. Przez cztery lata nie schodził z podium. Termiński wystraszył Kowalskiego i Drabika W przypadku obecnych władz Apatora warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Chodzi o specyficzny sposób bycia pana Termińskiego. Bartłomiej Kowalski jechał z tatą podpisać kontrakt, ale po rozmowie z Termińskim i wysłuchaniu jego teorii na sport tak się wystraszyli, że zrezygnowali z Apatora. To samo było z Maksymem Drabikiem. Wygląda na to, że pan Przemek czuje biznes, ale na sporcie kompletnie się nie zna, a jego teorie rozmijają się z rzeczywistością. W przypadku Apatora do myślenia daje nie tylko sprawa Holdera, ale i też innych zawodników. Jack Holder, na którego dziś się psioczy, najlepszy sezon zaliczył, jadąc jako gość w Stali Gorzów. A juniorzy? Od kilku lat jest tak, że przychodzą do Torunia talenty i notują zjazd w dół. Krzysztof Lewandowski, złote dziecko żużla, nie zanotował żadnego progresu, a wręcz regres. Młodzi zawodnicy są zostawieni samym sobie. Nie ma w Apatorze kogoś takiego, jak Roman Jankowski w Unii Leszno. W przypadku Apatora znalezienie odpowiedzi na pytanie kibica może przynieść ważną refleksję i odmienić ten klub. Pytanie, czy właściciel chce poznać odpowiedź, czy woli zaklinanie rzeczywistości?