Mecz w Grudziądzu miał olbrzymi ciężar gatunkowy. Wszystko przez walkę o utrzymanie w PGE Ekstralidze, w którą zaangażowane są oba zespoły. GKM musiał, a Unia mogła zwyciężyć ten mecz - tak można by w paru słowach podsumować nastroje panujące przed tym spotkaniem. Nie zmienia to faktu, że obie ekipy chciały to spotkanie wygrać i kupić sobie spokój pod kątem kolejnych tygodni. GKM z zerowym dorobkiem punktów był pod ścianą Grudziądzanie do tej pory nie wygrali żadnego meczu w PGE Ekstralidze. W ostatnim starciu na własnym torze przeciwko Motorowi Lublin wypadli słabo. Trener Robert Kościecha musiał wyciągnąć wnioski, aby podobnych wpadek już nie było. A lista problemów do rozwiązania była długa. Słaby Kacper Pludra, który nie jest sobą po zakończeniu wieku juniora, czy męczący się niemiłosiernie Jason Doyle, który miał być gwiazdą drużyny, a już położył jej dwa mecze. W Unii też mieli jednak swoje problemy. Spotkanie w Grudziądzu było pierwszym wyjazdowym dla Janusza Kołodzieja, który leczył kontuzje i jak na razie jeździł tylko na własnym torze. Po kapitanie zespołu gości widać było brak objeżdżenia i przede wszystkim prędkości w motocyklach. To był inny zawodnik niż ten, którego znaliśmy z domowych meczów. Na domiar złego w biegu dwunastym został lekko potracony przez Jaimona Lidsey. Choć upadek wydawał się niepozorny to szybko okazało się, że żużlowiec jest niezdolny do jazdy i uda się do szpitala na badania. Jest bowiem podejrzenie złamania ręki. GKM uciekł spod topora Już od początku spotkania stworzyła się delikatna przewaga GKM-u, który kontrolował przebieg meczu. Goście próbowali stosować rezerwy taktyczne, ale nie były one szczególnie udane. Brakowało pewniaka w talii Rafała Okoniewskiego, bo wpadki notował nie tylko Kołodziej, ale także pozostali liderzy czyli Andrzej Lebiediew i Grzegorz Zengota. Grudziądzanie byli bardziej równą drużyną, bo poza Pludrą punktowali wszyscy - łącznie z juniorami. Poza tym wygrali w takich rozmiarach, które dają im poważne nadzieje na wywalczenie punktu bonusowego w rewanżu. I co najważniejsze - cała drużyna jest zdrowa. Tego powiedzieć w Lesznie nie mogą. GKM Grudziądz: 9. Max Fricke 14+1 (3,2*,3,3,3) 10. Wadim Tarasienko 13+2 (3,3,2*,3,2*) 11. Jaimon Lidsey 9+1 (2*,2,2,W,3) 12. Kacper Pludra 1+1 (0,1*,0,U) 13. Jason Doyle 11+2 (3,2,2,2*,2*) 14. Kacper Łobodziński 1+1 (U,T,1*) 15. Kevin Małkiewicz 5+1 (2,1*,2) 16. Kacper Warduliński NS Unia Leszno: 1. Bartosz Smektała 1 (1,0,-,-,-) 2. Janusz Kołodziej 10+1 (1*,3,1,2,3) 3. Andrzej Lebiediew 7 (0,3,3,0,1,0) 4. Keynan Rew 3 (2,0,0,-,1) 5. Grzegorz Zengota 7 (2,1,3,D,0,1) 6. Damian Ratajczak 6 (3,1,1,1,W) 7. Antoni Mencel 1 (1,0,-) 8. Nazar Parnicki NS