Nie tylko kibice, ale nawet sam Kai Huckenbeck był zaskoczony decyzją władz o przyznaniu mu kolejnej stałej dzikiej karty na Grand Prix. Niemiec wyciągnął wnioski, zmienił podejście, lecz nie ma to żadnego przełożenia na lepszy wynik. Jest dużo gorzej, niż myślano. Fatalna postawa Huckenbecka w Grand Prix Huckenbeck 8 z 15 wyścigów tegorocznego cyklu kończył na ostatniej pozycji. W klasyfikacji generalnej jest siedemnasty, gorsi od niego są tylko Erik Riss i Daniel Klima. Sęk w tym, że obaj startowali tylko jednorazowo w Landshut i Pradze. Dla porównania Patrykowi Dudkowi czy Leonowi Madsenowi wystarczyły tylko jedne zawody, żeby podwoić rezultat Kaia. Do niedawna niewiele lepiej było w polskiej lidze, lecz Niemiec w ostatnim czasie złapał wiatr w żagle. Zanotował dwa komplety punktów - jeden w Bydgoszczy przeciwko PSŻ-owi Poznań, a drugi w Ostrowie. Ten domowy komplet cieszy szczególnie, bo Huckenbeck ma w tym roku kłopoty na własnym torze. Winy upatruje się w nawierzchni toru, która uległa zmianie w związku z remontem odwodnienia liniowego. Pominęli Niemca przy budowie składu Decyzja 32-latka o ponownym podjęciu rękawic w Grand Prix może dziwić. Głównie dlatego, że rok temu stracił przez to w oczach działaczy z Bydgoszczy. Huckenbeck został zupełnie pominięty przy budowie składu na PGE Ekstraligę. Finalnie awansu nie było, ale skład był już gotowy. Nie było tam Huckenbecka, a za to znalazł się Andrzej Lebiediew. Łotysz był skuteczniejszy w mistrzostwach świata. Kai zaczął z wysokiego "C", ale później miewał tylko pojedyncze przebłyski. Groźne upadki, napięty terminarz startów i kryzys tunera Berta Van Essena wpłynęły na spadek formy. To wszystko odbiło się także na dyspozycji w polskiej lidze. Huckenbeck powinien odmówić dzikiej karty Dyspozycja Huckenbecka dla promotora może nie mieć jednak żadnego znaczenia. Od kilku lat dobór stawki polega na kluczu geograficznym. Chcąc nie chcąc jest on najlepszym reprezentantem kraju, w którym odbywa się jedna z rund cyklu. Sam zawodnik dla swojego dobra powinien z kolejnej propozycji zrezygnować. Być może pojawią się nawet naciski ze strony pracodawcy. - Jeżeli Polonia awansuje do PGE Ekstraligi i zatrzymają Huckenbecka, powinien z dzikiej karty zrezygnować. Wożenie ogonów niczemu nie służy - kończy Tillinger.