Udało wam się wygrać z Włókniarzem po bardzo emocjonującym pojedynku. Krzysztof Kasprzak: - Zawody były ciężkie, jak zawsze w Częstochowie. Cieszymy się ze zwycięstwa. Udało nam się odnieść je na wyjeździe, więc jest dobrze. W szeregach Unii zabrakło Leigh Adamsa, ale wam udało się chyba znakomicie wypełnić tę lukę w składzie? - Przed meczem powiedzieliśmy sobie, że musimy wygrać. Wiadomo, że nie po to przez cały sezon każdy z nas się starał, żeby teraz zaprzepaścić to jednym meczem. Brakowało Adamsa. Musiał zostać w Anglii i musieliśmy sobie radzić bez niego. Ja sam mogłem może jakieś 2 czy 3 punkty więcej przywieźć, ale jechałem troszkę słabiej. Poza tym wszystko było dobrze. W odniesieniu triumfu wspomógł was Robert Miśkowiak, który po dłuższej przerwie wrócił do polskiej Ekstraligi. -Dziękujemy Robertowi, bo wsparł nas w tej walce. Na pewno bardzo się spiął i zapunktował na wysokim poziomie, tak zresztą jak każdy. Startujesz w trzech ligach: Polsce, Anglii i Szwecji. To dla organizmu duże obciążenie. Nie odczuwasz potrzeby złapania oddechu? - Dziś startuję w Anglii i zostaję tam aż do wtorku. Muszę trochę odpocząć bo jestem trochę zmęczony. W tym tygodniu miałem dużo startów. Ostatnio nie udało mi się awansować do finału IMP, co było spowodowane zarówno problemami z żołądkiem, jak też zmęczeniem. Przez pewien czas miałem po parę imprez z rzędu i w końcu organizm odmówił posłuszeństwa. Teraz trzeba się trochę zregenerować. Unia to faworyt w rewanżu z Włókniarzem. Nie oznacza to jednak, że przeciwnika można zlekceważyć? U siebie będziemy chcieli wygrać, żeby dalej jechać w play-off. Rozmawiał: Konrad Chudziński