Cellfast Wilki Krosno oficjalnie spadły z PGE Ekstraligi. Bilans beniaminka wyszedł na zero. Duży szacunek dla działaczy, sponsorów, którzy wykładają na klub gigantyczne pieniądze. Parę miesięcy temu zachwycaliśmy się heroiczną walką o zbudowanie jak najmocniejszego składu. Ocenialiśmy spektakularne ruchu transferowe, próbę wyrywania gwiazd, wywracania do góry nogami transferowego stołu. Teraz jest smutek i żal, ale uważam, że wszystko zostało zrobione prawidłowo. No można się ewentualnie zastanawiać, czy nie wypadałoby zamienić jednego polskiego zawodnika. Ale to już mądry Polak po szkodzie. Każdy punkt jest na wagę złota Nie zgadzam się z retoryką komentatorów piątkowego meczu w Toruniu, że defekt na prowadzeniu podczas inauguracyjnego spotkania w Lesznie Andrzeja Lebiediewa nie miał znaczenia. Miał. Olbrzymie. Zarówno w kontekście punktów do tabeli jak i mentalnym. A co by było gdyby leszczynian nie dopadła plaga kontuzji? Ile "oczek" do tabeli dorzuciłaby Unia w pełnym zestawieniu? Tego już się nie dowiemy. Nie można zapominać o kwestiach torowych. Krośnianie naważyli piwa. Wolna Amerykanka długo odbijała im się czkawką. Nie dopilnowanie nawierzchni obciąża klub i sztab szkoleniowy. Przerwane zawody ze Stalą, które dolały oliwy do ognia okazały się kluczowe. To był jeden z najdłuższych i najgrubszych gwoździ do trumny. Mija niecały rok i emocje są skrajne, ale o tragedii też nie mówmy. Myślę, że krośnianie oswajali się z losem już od kilku tygodni. Dziękujemy, że mimo wszystko udało im się wyrwać kilka "oczek". Niedopuszczalną sytuację zarejestrowały kamery Eleven. Przed obsadą biegami nominowanymi team mechaników Pawła Przedpełskiego o mały włos nie rzucił się na trenera Janka Ząbika za to, że ten pominął jego zawodnika. Mieli gigantyczne pretensje, że ich szef nie znalazł uznania w oczach doświadczonego menedżera, choć punkty wskazywały na to, że piąty wyścig należał mu się jak psu buda. No nie. Tak to nie działa. Rządzi trener i basta. Przypomnę tylko, że nie ma czegoś takiego jak nominacje do biegu piętnastego. Z regulaminu wynika, że z urzędu trzeba do niego wpisać najskuteczniejszych zawodników w danym meczu. "Bawimy" się tylko w rozmieszczenie żużlowców na poszczególne pola startowe. Tyle. W biegu czternastym przyjęło się, że faktycznie "rzuca" się do niego trzeciego i czwartego zawodnika według punktów w programie. Ale to jest niepisana zasada. Jeżeli trener trzyma w dłoniach argumenty, ma powody, żeby inaczej rozegrać przedostatnią gonitwę, to nie ma znaczenia, że np. Wiktor Lampart był gorszy od Przedpełskiego. Czasami trzeba patrzeć w przyszłość, obrać inną perspektywę. Przecież Wiktor wrócił dopiero po kontuzji, uciekło mu kilka zawodów i może ktoś postanowił, że skoro będzie potrzebny w pay-offach, należałoby go trochę zbudować. Każdy szkoleniowiec ma inną metodykę pracy. Znamy przykłady, że trener podchodzi do zawodników i pyta, z którego pola wolą jechać, a ten z największą liczbą punktów ma pierwszeństwo w wyborze. Ale to bardziej forma grzeczności i żużlowcy chyba się do niej za mocno przywiązali. Tak sugestywne artykułowanie pretensji jest niedopuszczalne. Zderzyłem się z czymś podobnym właśnie w Toruniu i z tymi samymi ludźmi. Ktoś w Apatorze powinien tupnąć nogą i przywołać tych panów do porządku. Niech znają swoje miejsce w szeregu. W tego typu sytuacjach zawsze stanę murem za trenerami. Oni mają autonomię i nikt nie powinien wsadzać im nosa w nieswoje sprawy.