Między Woźniakiem a Curyłą jest dokładnie pięć miesięcy różnicy wieku, choć urodzili się w różnych latach. Trafili jednak do Polonii w podobnym czasie i byli traktowani w zasadzie jak rówieśnicy, a zarazem wielkie nadzieje klubu, który od czasów Golloba tak naprawdę nie miał dobrego wychowanka. Trudno bowiem jako wychowanka liczyć Sajfutdinowa, który pierwsze szlify miał u siebie w Rosji. Na Woźniaka i Curyłę liczono w Bydgoszczy bardzo mocno. Rocznikowo Mikołaj mógł debiutować już w 2008 roku, ale z racji urodzin w grudniu miał cały rok w plecy i musiał czekać do 2009, podobnie jak Woźniak który w maju tamtego roku zyskał uprawnienia do startu. Od tej chwili oczy bydgoskich kibiców były skupione na tym duecie. Młodzi zawodnicy jechali na bardzo podobnym poziomie i z bardzo widoczną tendencją: gdy jeden zawodził, drugi zaliczał kapitalne zawody. Tak naprawdę działo się to na przemian. To Curyło miał większy talent Po pewnym czasie w Bydgoszczy utarła się opinia, że Mikołaj dysponuje większym talentem, ale Szymon jest bardziej pracowity. Obaj jeździli już w lidze oraz zawodach indywidualnych i zwracali uwagę żużlowej Polski. Woźniak kapitalnie pokazał się w derbowym meczu z Unibaksem Toruń, gdy wygrał swój pierwszy bieg, pokonując Warda i Holdera, wówczas już naprawdę znanych żużlowców. Curyło zaś rok później był o włos od medalu w MIMP, kończąc na czwartym miejscu. To wszystko dawało nadzieje na to, że przyszłość jest przed nimi. W 2011 roku obaj byli w złotej drużynie, która zdobyła tytuł młodzieżowych drużynowych mistrzów Polski. Na domowym torze ekipa w składzie: Woźniak, Curyło, Adamczak i Jóźwik nie miała sobie równych. Niestety, z tej czwórki jeździ już tylko ten pierwszy. Pozostali są z dala od żużla, a naprawdę mogli coś w tym sporcie osiągnąć. Otoczenie wpędziło go w długi O ile Woźniak miał szczęście co do osób będących jego najbliższymi współpracownikami, o tyle Curyło już nie. Będący na fali młody chłopak zaufał niewłaściwym osobom. Te oczywiście wyczuły podatny grunt, jakim jest młody i dobrze zapowiadający się zawodnik, bez większej wiedzy na temat prowadzenia kariery. Mówi się, że menedżer Curyły wrobił go w potężne zadłużenie, sięgające nawet miliona. Oficjalnie trudno zweryfikować, ile dokładnie to było, ale już w 2013 roku Mikołaj miał problemy. W tamtym roku też zaliczył swój najlepszy ligowy występ w życiu. Podczas spotkania ze Stalą Gorzów przywiózł z bonusami 14 punktów i był wielkim bohaterem miejscowych. Jeździł jak mistrz świata, pokonując na dystansie gwiazdy światowego żużla. Dodajmy, że w tamtym meczu aż 21 punktów zdobył Niels-Kristian Iversen, a zaledwie jeden 18-letni wówczas Bartosz Zmarzlik. Gdzie jest Curyło? Po spadku Polonii z ligi zaczęło się montowanie składu na szybki powrót, tak aby ponowny rozbrat potrwał możliwie jak najkrócej. Część żużlowców została w klubie, ale kibicom brakowało jednego nazwiska, o które mocno dopytywali. - Gdzie jest Mikołaj? Czy on będzie jeszcze jeździł? - takie pytania padały. Curyło wówczas był już jednak mocno zniechęcony do żużla, głównie za sprawą sytuacji spowodowanej przez wspomnianego menedżera. Wydawało się, że do sportu już nie wróci. Tymczasem w 2015 roku postanowił odnowić żużlową licencję, co spotkało się z dużym szokiem części bydgoskiego środowiska. Mało kto wierzył, że Curyło jeszcze pojawi się na torze. Na 2016 rok Mikołaj był już w składzie Polonii, która jeździła w 1. Lidze. Odjechał 60 biegów, furory nie zrobił, ale dla niego najważniejsze było to, że wrócił. W kolejnym roku jeździł już mniej, a Polonia spadła do 2. Ligi. Paradoksalnie dla Curyły mogła być to duża szansa. To tam najlepiej jest się odbudować. Silnik Zmarzlika dał nadzieję W 2. Lidze Polonia przez moment była najgorszą drużyną, a w jej składzie byli tacy zawodnicy, jak Iwan Bolszakow, Michał Piosicki czy Andriej Kobrin. Curyło trenował i liczył na swoją szansę, ale dostał tylko jeden, bardzo trudny mecz w Poznaniu. Na tym jego występy ligowe w 2018 roku się skończyły. Pokazał się także w turnieju "Asy dla Golloba", gdzie mocno męczył na trasie znanego już wówczas Dominika Kuberę. Mikołaj postanowił kontynuować karierę, a przed kolejnym rokiem pojawił się u niego promyk nadziei. Otrzymał sprzęt po ówczesnym wicemistrzu świata, Bartoszu Zmarzliku. Ten silnik miał jedną wadę. Ale za to wielką. Non stop defektował. Ale to na tym też silniku Curyło wprawił w osłupienie stadion w Gnieźnie, kiedy to na dystansie podczas przedsezonowego sparingu pokonał Andrieja Kudriaszowa oraz Kamila Brzozowskiego. Po biegu cieszył się tak, że prawie spadł z motocykla. Niestety, w lidze szans nie dostał i kolejny raz zniechęcił się do żużla. Z dala od ukochanej dyscypliny Obecnie Mikołaj Curyło nie jest już związany z żużlem, przebywa zagranicą. Bardzo często jednak wspominają go bydgoscy kibice, którzy nie mogą odżałować tego, że chłopak z taką sylwetką nie zrobił większej kariery. Fakty są takie, że oprócz talentu trzeba też szczęścia. Mikołaj trafił na ludzi, którzy nie dali mu szans na rozwój. Po prostu został oszukany, a sam niewiele mógł zrobić. Kibicom Polonii pozostaje cieszyć się z postępów Szymona Woźniaka, który jest w czołówce polskich żużlowców, jeździ w Stali Gorzów i w sezonie 2022 zdobył z nią srebro DMP. W maju Woźniak też kończy 30 lat i przyjdzie pora na podsumowanie. Gdyby pewne historie potoczyły się inaczej, zapewne obaj bydgoszczanie byliby dziś w żużlu tak wysoko. Czytaj także: Rzucił się na niego z pięściami. Inni bili mu brawo Witali go jak króla. Dostał telefon od mistrza świata