Nie tak miał wyglądać początek sezonu 2024 w wykonaniu Pawła Przedpełskiego. Polak pozostał w KS Apatorze i liczył na to, że po nieudanym zeszłym roku, w końcu pokaże na co go stać i stanie się jednym z najlepszych krajowych żużlowców PGE Ekstraligi. Zamiast w górnych rejonach klasyfikacji, plasuje się niestety na jej dnie. W trzech dotychczas rozegranych spotkaniach ani razu łącznie z bonusami nie zgromadził dwucyfrowego dorobku punktowego. Dobrze nie poszło mu nawet w domowym pojedynku z osłabioną Fogo Unią Leszno. Paweł Przedpełski nie gryzł się w język. Opowiedział o przerażających wiadomościach Większość sympatyków popularnych "Aniołów" trzyma kciuki za swojego wychowanka i wspiera go w jednym z najtrudniejszych momentów w karierze. Problem jednak w tym, że nie wszyscy imponują taką postawą. Głos w magazynie PGE Ekstraligi w Eleven Sports w zeszłym tygodniu zabrał sam zainteresowany. - Ciężko się uodpornić (na krytykę - dop. red.), jak ktoś życzy najgorszego. Rozumiem, że to sport i każdemu zależy, a tym bardziej mi. Chciałbym przypomnieć, że zdobywanie punktów łączy się z zarabianiem pieniędzy. Jak nie zdobędę punktów, to pieniędzy nie mam. To moje hobby, ale też moja praca. Robię wszystko, co tylko w mojej sile - oznajmił. Z niepokojem całej sytuacji przegląda się Jacek Frątczak, żużlowy ekspert, a w przeszłości menedżer torunian oraz zielonogórzan. On sam kilka lat temu znalazł się w podobnym położeniu, kiedy wyniki jego drużyn były dalekie od idealnych. - To co się wokół Pawła dzieje jest po prostu nie do przyjęcia. Nie da się zbudować takiego grubego pancerza, żeby to nie miało znaczenia. To jest okropne. Wszechobecny hejt i na taką skalę jest nie do przyjęcia. On powoduje, że nie tylko ja, ale część osób która ma możliwość powrotu do żużla, ostatecznie tego nie robi - przekazał w rozmowie z Interią Sport. Normalni kibice, zamiast atakować sportowca, zastanawiają się co musi się stać, by ten wrócił do regularnego punktowania na poziomie chociażby solidnej drugiej linii. Odważny pomysł w zeszłą niedzielę podsunął Marek Cieślak. - Myślę, że powinien sobie zrobić na jakiś czas przerwę od żużla. Teraz wszyscy powiedzią pewnie "dlaczego?". Ja po prostu czuję, że on to robi na siłę. A jak się robi w żużlu rzeczy na siłę, to potem może być różnie - powiedział były selekcjoner Biało-Czerwonych w studiu Canal+ Sport. Jacek Frątczak już kiedyś był w podobnej sytuacji. „Nastąpiła refleksja” Problem jednak w tym, że coś takiego miało już miejsce w przeszłości i w przypadku Pawła Przedpełskiego nie zdało egzaminu. Działo się to właśnie za kadencji Jacka Frątczaka w Toruniu. Polak dostał wówczas wolne w starciu z Fogo Unią Leszno. - Mam jednak nieodparte wrażenie, że tym manewrem zrobiłem zawodnikowi więcej szkody niż pożytku. To nie jest tak, że nagle zmieniam poglądy. Po prostu nastąpiła u mnie pewnego rodzaju refleksja - przyznał szczerze nasz rozmówca. Piotr Baron jak na razie daje Pawłowi Przedpełskiemu sporą liczbę szans, w nadziei na to, że jego podopieczny w końcu się odblokuje. - Nie ma przy tym presji, bo reszta ciągnie wynik. Punktowo w tabeli się to wszystko zgadza. Paweł ma wobec tego gigantyczny komfort, ponieważ nie ma presji związanej z tym, że za chwilę będą zastępować go inni koledzy z drużyny. Może dojść w ten sposób do formy metodą startową. To jest po prostu najlepsze rozwiązanie, jeśli spojrzymy na sytuację w jakiej obecnie znajduje się zespół - podsumował Jacek Frątczak.