Niedzielny turniej dał licznie zgromadzonym kibicom mnóstwo emocji. Tor w Nagyhalasz sprzyja walce na dystansie i nie będzie przesadą stwierdzenie, że podczas SEC Challenge mijanek było więcej niż na niektórych polskich torach w trakcie całego sezonu. Zawodnicy potrafili przebijać się z czwartej na pierwszą pozycję, wykorzystywać ścieżki na dystansie, a przy okazji tworzyć kapitalne widowisko, które musiało zostać przedłużone aż o cztery biegi, bowiem pięciu żużlowców zgromadziło na swoim koncie po dziewięć punktów. Aż żal, że wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, tor w Nagyhalasz zostanie zamknięty minimum na jakiś czas. We wrześniu mają się odbyć ostatnie zawody. Właściciel obiektu już kilka tygodni temu podał tę smutną informację. Wielu kibiców bardzo żałuje, bo na Węgrzech wobec tego zostanie tylko jeden tor. Krążą pogłoski o powrocie Gyuli, ale to na razie nic pewnego. Nagyhalasz w ostatnich latach wyrobiło sobie renomę znanego i lubianego ośrodka, który organizuje sporo imprez wysokiego szczebla. Pytają, czy to naprawdę musi być koniec Po zawodach zapytaliśmy kilku żużlowców o ich wrażenia związane z torem w Nagyhalasz. Wszyscy mówili to samo: potrzeba nam takich torów, takich turniejów. Przejęty planami wobec obiektu w Nagyhalasz był Grzegorz Zengota, wtórowali mu Kacper Woryna czy Antti Vuolas. Niezależnie od tego, jaki dany zawodnik osiągnął w niedzielę wynik, każdy chwalił organizację turnieju i sam tor, który dawał możliwość kapitalnego ścigania. Co najważniejsze - w niczym nie przeszkodził padający pod koniec zawodów deszcz. Nawierzchnia była na niego gotowa. Niektórzy mówią, że jest szansa na ratunek dla Nagyhalasz. Pojawiają się opinie mówiące o drugim dnie całej sytuacji i o tym, że wcale nie jest tak źle. Właściciel obiektu oficjalnie nie mówi o powodach jego zamknięcia, sprawa jest owiana dość dużą tajemnicą. Trudno uwierzyć, by tak atrakcyjne sportowo miejsce miało zwyczajnie zniknąć z żużlowej mapy. Jeśli jednak tak się stanie, za rok żużel na Węgrzech będzie znacznie uboższy.