I choć kibice leszczyńskich byków po pierwszej serii drżeli o wynik ich ulubieńców, a jedyny pozytywny sygnał do walki dał Janusz Kołodziej, który na dystansie wyprzedził Nickiego Pedersena, to jednak ostatecznie leszczynianie okazali się lepsi od bezpośredniego rywala w walce o ligowy byt. - Nie chodzi o fatalność pierwszej serii, a o fakt, że trzeba dobrać odpowiednie ustawienia motocykli. Po czwartym wyścigu chcieliśmy wysłuchać każdego z drużyny. Zawodnicy mówili kto, jakie ma odczucia i udało nam się pójść w odpowiednią stronę z przełożeniami. Nie zawsze od początku udaje się przeczytać tor - skomentował Piotr Baron. Radość przeplatana strachem Ze zwycięstwa cieszył się cały sztab leszczyńskiej Unii. Choć warto wspomnieć, że ta radość przeplatana była strachem, bo po ostrym ataku Kacpra Pludry, groźny wypadek zanotował Chris Holder. Australijczyk po zawodach został przetransportowany do szpitala. - Chrisowi założono na wszelki wypadek kołnierz ortopedyczny. Uskarża się na mocny ból pleców. Od razu po meczu został przetransportowany do szpitala na szczegółowe badania - mówi Baron. Badania na całe szczęście nie wykazały żadnych złamań, choć nie jest pewne, że Holder wystartuje w piątkowym meczu z Apatorem Toruń. Jechali, jak o życie Przed spotkaniem GKM-u z Unią mówiono, że będzie to spotkanie o cztery punkty, a ewentualny zwycięzca nie tylko może zapewnić sobie utrzymanie w PGE Ekstralidze, ale także potencjalne play-offy. Menedżer Piotr Baron poszedł krok dalej. - To był mecz o życie, a nie o cztery punkty... Wszyscy jechaliśmy jak o życie. Wiemy, że jako drużyna mamy bardzo trudno i musimy pracować. Grudziądz jest w takiej samej sytuacji. Śmiałem się w parku maszyn przed meczem, że bratobójcza walka, bo z Grudziądzem mamy świetne relacje i bardzo się lubimy. Niestety takie sytuacje też się zdarzają, natomiast sport jest na torze - wyznał Piotr Baron. Mają swój tok przygotowań Fogo Unia Leszno to zespół, który w bieżącym sezonie odjechał najwięcej sparingów spośród wszystkich zespołów PGE Ekstraligi. Leszczynianie chcą kontynuować ten tok przygotowań, który - jak pokazuje wynik w Grudziądzu - daje oczekiwane rezultaty. - Jeśli będzie możliwość jazdy, to pewnie się gdzieś wybierzemy. Sparingi są efektywniejsze niż same bezsensowne treningi. Jeżeli zatem będzie okazja, to pojeździmy z kimś - zakończył Piotr Baron.