O kontrowersjach dotyczących ułożenia kalendarza sportu żużlowego głośno było już w majówkę. Bartosz Zmarzlik, Anders Thomsen i Martin Vaculik mieli wówczas około 13 godzin na dotarcie z ligowego meczu ich Moje Bermudy Stali Gorzów w Grudziądzu na rozgrywane w chorwackim Gorican kwalifikacje przez inauguracyjnym turniejem cyklu Grand Prix. Choć w środowisku mówiło się, że to patologia i należy takie sytuacje ograniczyć do minimum, to nie minęły 2 miesiące i znów pojawił się problem. Najciekawszy wyścig weekendu? Wczoraj rozegrano turniej SEC Challenge w słoweńskim Krsku. Piątka najwyżej sklasyfikowanych w nim zawodników wywalczyła awans do tegorocznej edycji Indywidualnych Mistrzostw Europy. Każdy ze startujących w nim zawodników ma podpisany kontrakt w klubie z polskiej ligi, która zdecydowaną większość swych spotkań odjeżdża w niedzielę. Zwycięzca zawodów, Andrzej Lebiediew z Łotwy od razu po ostatnim wyścigu musiał czym prędzej zwijać swoje manele do busa i ruszać w tysiącstukilometrową podróż do Bydgoszczy, gdzie o 14:00 jego Cellfast Wilki Krosno zmierzą się z miejscową Abramczyk Polonią Bydgoszcz. Takie samo wyzwanie czekało zresztą jego kolegę z zespołu - Czecha Vaclava Milika. Krośnieńscy żużlowcy nie mają jednak co narzekać, bo mogli trafić gorzej. O tej samej godzinie co spotkanie w Bydgoszczy odbędzie się również mecz nad samym Bałtykiem. Zdunek Wybrzeże Gdańsk podejmie Trans MF Landshut Devils. Gospodarze mieli w Krsku swego kapitana - Rasmusa Jensena (zajął trzecie miejsce) oraz lidera, Timo Lahtiego z Finlandii. Niemcy czekają zaś na przyjazd swych dwóch najważniejszych zawodników): Dimitriego Berge (drugi stopień podium w Krsku) oraz Kaia Huckenbecka (ósma lokata). Takie problemy pojawiają się niemal za każdym razem, gdy w sobotę jeden z ważniejszych turniejów zostanie zorganizowany w południowej części Europy. Zawodnicy usilnie starają się wyspać w busie przed ważnym spotkaniem, a ich zmęczeni po całym dniu pracy mechanicy pędzą na złamanie karku po europejskich autostradach. Sprawiają tym spore niebezpieczeństwo dla siebie samych i innych uczestników ruchu nie wspominając już o tym, że ich najmniejsze nawet opóźnienie storpedowałoby plany polskich drużyn. - Nie śpię. Wariactwo... - pisał na Twitterze o 1:30 w nocy Sławomir Kryjom, menedżer Landshut Devils.