Reprezentacja Polski wróciła ze zgrupowania na Malcie. Podczas gdy w kraju szaro, buro i ponuro, kadrowicze przez kilka dni szlifowali formę w malowniczych okolicznościach przyrody. Nikt nikogo już nie musiał prosić na kolanach, żeby pojawił się na obozie. Nie było hurtowych L4 i wymigiwania się od wyjazdu, była za to świetna zabawa, wylane hektolitry potu i wewnętrzna integracja, która powinna korzystnie wpłynąć na atmosferę w drużynie narodowej przed najważniejszą imprezą sezonu. Trener Rafał Dobrucki, jeden z inicjatorów zagranicznej wyprawy i oderwania się od zimowej scenerii Zakopanego czy Szklarskiej Poręby, słusznie doszedł do wniosku, że trzeba zaproponować kadrowiczom coś nowego, być może atrakcyjniejszego. W końcu, gdy przez tydzień spożywa się bez przerwy tę samą zupę, ona też po pewnym czasie przestaje smakować. Dobrucki nie zaryzykuje odmładzania kadry Dla naszej reprezentacji punktem kulminacyjnym i turniejem docelowym w 2023 roku będzie rozgrywany pod koniec lipca żużlowy Mundial, czyli uwielbiany przez Polaków, ale zastąpiony w poprzednich latach formułą Speedway of Nations, Drużynowy Puchar Świata. Po kompromitacji w ubiegłorocznym SoN, w bieżącym sezonie, taryfy ulgowej już nie będzie. Każdy medal oprócz złotego zostanie przyjęty z dużym niedosytem. Zwłaszcza, że finały mamy u siebie, na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu. Chociaż na Maltę udała się szeroka kadra i brakowało w niej tylko dziada z babą, to Dobrucki ma już w głowie szkielet zespołu, który wystawi w stolicy Dolnego Śląska. I nawet jeśli spróbuje notorycznie unikać jednoznacznej odpowiedzi, komu wyśle powołanie to będzie to zwyczajna zasłona dymna. Sęk w tym, że zasłaniać nie ma czego, bo prochu pan selekcjoner nie wymyśli. Czuję, że po blamażu w Vojens, który leży Dobruckiemu na wątrobie, żadnych numerów z odmładzaniem kadry nie zobaczymy i menedżer postawi na sprawdzone konie. No chyba, że ktoś z drugiego szeregu nagle wystrzeli z formą, albo kręgosłup reprezentacji ulegnie przetrąceniu (czyt. kontuzja lub beznadziejna dyspozycja, którejś z gwiazd). Inna sprawa, że nie możesz sobie pozwolić na eksperymenty, gdy twoja posada wisi na włosku, bo nie wiem, czy po ewentualnej drugiej z rzędu wtopie, przewodniczącemu GKSŻ -Piotrowi Szymańskiemu wystarczy cierpliwości, aby zwierzyć powiedzeniu "do trzech razy sztuka". Już teraz podnosiły się przecież głosy, żeby podziękować Dobruckiemu. Umówmy się duet Zmarzlik i Janowski jest nie do ruszenia. Na kolejne dwa miejsca kandyduje trzech zawodników: Dudek, Kubera i Kołodziej. Twardy orzech do zgryzienia Dobrucki ma też przy juniorach. Wybrać przedstawiciela gospodarzy: Bartka Kowalskiego, czy zaufać mistrzowi świata juniorów - Mateuszowi Cierniakowi, to dylemat nie lada. Z całego serca życzę, któremuś z chłopaków spoza tej wąskiej listy, żeby wyskoczył niczym królik z kapelusza i zamieszał jeszcze Dobruckiemu w tym kotle z nazwiskami, ale naprawdę byłbym zaskoczony, gdyby do tego doszło.