Ostatni sezon Nicki spędził w GKM-ie, gdzie miewał mecze kapitalne, takie jak na przykład z Włókniarzem Częstochowa. Był wtedy nie do złapania. Komplet punktów 46-latka wracającego praktycznie z żużlowych zaświatów (groziło mu kalectwo) był czymś niesamowitym. Pedersen rozbudził wielkie nadzieje, ale potem było już tylko gorzej. Niektóre mecze miał fatalne, głównie wizerunkowo. Gdy tor był trudny i mu nie szło, obrażał się, markował defekty, wycofywał się z biegów. Nic więc dziwnego, że w Grudziądzu mieli tego dość. Nazwisko i sukcesy to jedno, ale wartość zawodnika netto to drugie. Z Pedersena zaczęło być więcej szkody niż pożytku. Zdecydowano o nieprzedłużeniu z nim kontraktu. W związku z tym musiał szukać sobie nowego klubu, ale w PGE Ekstralidze nikt go nie chciał. Trafił więc na jej zaplecze, do Texom Stali Rzeszów. Będzie tam wielką gwiazdą, nie tylko drużyny, ale i całej ligi. Czekają na duńskiego mistrza. Chcą przekładać urlopy! - W połowie czerwca Nicki przyjedzie do Łodzi na mecz z moim Orłem, a ja mam wtedy urlop. Ale jestem w stanie go przełożyć. Nie chce mi się jeździć już na wyjazdy, bo nie mam na to wieku. Na pewno jednak przyjdę zobaczyć Pedersena. To ostatni z tych wielkich sprzed lat - pisze pan Piotr. Jest mnóstwo podobnych komentarzy kibiców z innych ośrodków. Pedersen to wciąż wielkie nazwisko, choć sportowo zmierza ku końcowi kariery i tego nic już nie zmieni. Dodajmy, że transfer Pedersena może być języczkiem u wagi, jeśli chodzi o utrzymanie w Speedway 2. Ekstralidze. Bez niego Texom Stal była "faworytem" do spadku, ale teraz sytuacja zdecydowanie się zmieniła. W Rzeszowie nieśmiało mówią nawet o fazie play-off. Wszystko zależy od tego, czy Pedersenowi będzie się chciało. Rok temu odpuszczał, gdy było za trudno. Teraz taka postawa może jego zespół bardzo wiele kosztować i w Stali na pewno liczą, że historia się nie powtórzy.