Najczęściej jest tak, że po jednej alkoholowej historii sportowiec jest w określonym kręgu już pozamiatany. W dobie powszechnego dbania o wizerunek oraz styl życia sportowców, nikt już nie akceptuje posiadania w zespole pijaka, bo to niczego dobrego nie wnosi, nawet jeśli ten prezentuje zadowalający poziom sportowy. Przeważnie jedna wpadka to już znaczna zmiana relacji na linii klub-zawodnik, a druga to bilet w jedną stronę. Nie ma się zresztą czemu dziwić. Ostatnie miesiące przyniosły kluczowe decyzje w sprawie Rafała Szombierskiego, który po pijaku doprowadził młodą, wysportowaną kobietę do stanu, w którym nie jest w stanie normalnie funkcjonować. Jego kariera jest skończona. Antonio Lindbaeck nikomu po alkoholu krzywdy nie zrobił (a przynajmniej o tym nie wiemy), ale miesiąc temu kolejny raz uciekał przed policją, narażając innych uczestników ruchu na poważny uszczerbek na zdrowiu. Wydawało się, że tym razem miarka się przebrała. Start Gniezno i Masarna Avesta błyskawicznie pogoniły Szweda. Polacy jednak szybko zmienili decyzję. Lindbaeck wyżebrał kolejną szansę Szwedzki żużlowiec chodzi na terapię AA, deklaruje (który to już raz?) że przemyślał swoje zachowanie i zmieni się. Chce jeździć i to ma być dla niego forma powrotu do zdrowia, a wręcz rodzaj odwyku. Jeżdżąc, nie będzie myślał o piciu. Pytanie, czy to coś da? Lindbaeck tyle razy obiecywał i tyle razy zawodził, że trudno w to wierzyć. Tym bardziej patrząc na zachowania innych osób z podobnym uzależnieniem. Mnóstwo słów, czynów przeważnie zero. Najbardziej zatrważające w przypadku Lindbaecka jest to, że to młody mężczyzna mający szczęśliwą rodzinę. Nie jest samotny, zostawiony sam sobie, bez pomocy i wsparcia. Ma partnerkę, ma dzieci. Jeśli nawet rodzina nie jest dla niego motywacją do zmiany upodobań, tym bardziej może nie być nią żużel. Pozostaje jednak wierzyć, że tym razem Lindbaeck przełoży słowa na czyny.