Gdyby ktoś trzy miesiące temu powiedział, że Start będzie walczył o utrzymanie i był głównym kandydatem do spadku, niejeden puknąłby się w głowę. W pierwszej kolejce sensacyjny remis na wyjeździe w Zielonej Górze, później demolka urządzona Wybrzeżu Gdańsk. I nagle wszystko się posypało. Do tego stopnia, że teraz Start musi liczyć również na innych. Orzeł jest rywalem zdecydowanie do pokonania, ale optymizmu nie dodaje Startowi wynik pierwszego meczu tych drużyn. W kwietniu łodzianie zdemolowali rywala na wyjeździe aż 55:35, więc będą mieć przewagę psychologiczną. I pamiętajmy, że Orzeł też jeszcze ma o co jechać, bo przy swoich porażkach i niekorzystnym układzie innych meczów, może nawet spaść z ligi. - Wiara jest do końca. Ten sezon to koszmar, ale w Łodzi da się wygrać. Jeśli pojedziemy tak jak ostatnio w Krośnie, to będzie dobrze. Jeden z dwóch meczów wygrać trzeba, bo ROW w ostatniej kolejce najpewniej z Orłem sobie poradzi - pisze jeden z kibiców drużyny. Ma rację, bo jeśli i Start i ROW w ten weekend przegrają, to i tak w znacznie gorszym położeniu będą gnieźnianie. Co z tym Fajferem? Niemal pewne jest, że z Gniezna odejdzie wieloletni lider, Oskar Fajfer. Gdyby udało się utrzymać, szanse na jego pozostanie może minimalnie wzrosną. Fakty są jednak takie, że to dla niego w zasadzie ostatni dzwonek, żeby zaatakować PGE Ekstraligę. Za rok kończy 29 lat. To wciąż względnie młody żużlowiec, ale czas leci nieubłaganie. A chętni na Fajfera są. Nie tylko w PGE Ekstralidze zresztą. Jakąś tam wątpliwość zasiewają dziwne i powtarzające się przestoje w trakcie jednego meczu, jakie Fajfer miewa. Potrafi na dwa-trzy biegi całkowicie spuścić z tonu, by za chwilę znów przyjechać 50 m przed rywalami. To niestety nie pomaga Startowi, dla którego obecnie liczy się każdy punkt. Gniezno walczy, ale w sobotni wieczór może mieć już nie jedną, a półtorej nogi w 2. Lidze.