Max Fricke ma 27 lat i jest na najlepszej drodze do tego, by odjechać świetny sezon w Ekstralidze. Sezon, jakiego w karierze jeszcze nie miał. Nigdy dotąd nie przebił średniej biegopunktowej 2.000. W tym roku już 2.047. To czyni z niego topowego zawodnika. Takiego co to ma wzięcie na rynku. Wystarczyło, że odstawił Golloba Fricke bieżące rozgrywki zaczął przeciętnie. Szybko okazało się, że jego największym problemem jest to, że obdarzył zbyt dużym zaufaniem Tomasza Golloba. W trakcie meczów był z nim w kontakcie telefonicznym. Próbował wcielić jego wskazówki w życie. To się jednak nie mogło udać, bo Gollob nie będąc na stadionie, nie mógł skutecznie pomóc. Poza wszystkim stadion w Grudziądzu bardzo się zmienił od czasu, kiedy Gollob był uważany za króla tamtejszego toru. Australijczyk w pewnym momencie poszedł jednak w kierunku zacieśnienia współpracy z tunerem Ashleyem Hollowayem. Pojechali razem na jedne zawody, sprzęt został doregulowany i Fricke zaczął jechać. I teraz w GKM-ie martwią się, co to będzie. W klubie zdają sobie sprawę z tego, że zawodnik ma propozycje. Nic jednak nie są w stanie zrobić. Jak GKM chce zatrzymać Fricke, to musi się obronić przed spadkiem GKM chcąc poważnie myśleć o zatrzymaniu Fricke musi się utrzymać. Pierwszy krok został zrobiony. Wysoka wygrana z Platinum Motorem Lublin (56:34) sprawiła, że odżyła nadzieja, że GKM wrócił do gry. Jak wygra jeszcze dwa mecze u siebie, to zapewni sobie utrzymanie. Im szybciej to zrobi, tym lepiej, bo konkurencja nie śpi, a Fricke na pewno nie zwiąże się z pierwszoligowcem. Bo telefon Fricke, a przede wszystkim jego menadżera grzeje się już teraz. Inni dzwonią, bo młody zawodnik ze średnią przekraczającą 2,000 bardzo by im się przydał. Tak swoją drogą, to cena za Fricke może być bardzo wysoka. Rok temu miał 700 tysięcy złotych i 7 tysięcy za punkt w Falubazie. W GKM-ie jego umowa przekracza stawki 800 i 8 tysięcy, choć nie wiemy ile dokładnie ma. Za rok to już może być milion i 10 tysięcy.