Kariera Vaclava Milika bardzo szybko nabrała rozpędu, jednak równie szybko, co przyspieszyła, wyhamowała. Młody Czech zadebiutował w Polsce mając 19 lat i zaledwie trzy lata zajęło mu przejście z 2. Ligi Żużlowej do PGE Ekstraligi. W najwyższej klasie rozgrywkowej już w drugim sezonie startów był drugim najskuteczniejszym zawodnikiem swojej ówczesnej drużyny, Betard Sparty Wrocław. Później coś się zacięło. Reprezentant Czech z roku na rok spisywał się coraz słabiej by na sezon 2020 opuścić Wrocław, dla którego startował przez pięć lat. Dostał ostatnią szansę w Ekstralidze, jednak w słabej drużynie z Rybnika nie rozwinął skrzydeł i w końcu musiał pożegnać się z najwyższą klasą rozgrywkową. Pozyskały go Cellfast Wilki Krosno i okazało się, że ten ruch był dla Czecha strzałem w dziesiątkę. W zeszłym roku był trzecim, a w tym sezonie drugim najskuteczniejszym żużlowcem krośnieńskiego zespołu. Wilki Krosno z Milikiem w składzie wjechały do PGE Ekstraligi Dwuletni rozbrat Milika z najwyższą klasą rozgrywkową najprawdopodobniej zakończy się. Cellfast Wilki Krosno z Vaclavem Milikiem w składzie awansowały w ubiegłą sobotę do PGE Ekstraligi. Wszystko wskazuje na to, że Czech dalej będzie reprezentował zespół z Podkarpacia. - Raczej tak - odpowiedział na pytanie o pozostanie w Wilkach Milik. - Prowadzimy rozmowy. Bardzo chciałbym tam zostać, bo naprawdę dobrze się tam czuję, dobrze mi się tam rozwija. Ostatnio moja kariera wyhamowała, a teraz czuję się coraz lepiej i chciałbym wrócić do tej Ekstraligi - mówił Vaclav Milik w rozmowie z Interią. Czech w minioną niedzielę rywalizował w Zlatej Prilbie, w której zajął bardzo wysokie, drugie miejsce. Warto wspomnieć, że w zawodach wystartowało nie szesnastu zawodników, jak to bywa zazwyczaj w zawodach indywidualnych, tylko... trzydziestu sześciu. Milik musiał uznać wyższość tylko Dana Bewleya, choć stawka była doborowa. W rozmowie z Interią nawiązał do swojego dobrego wyniku. - Jeździć z najlepszymi to marzenie każdego. Jak było widać dzisiaj, startowało wielu zawodników z PGE Ekstraligi i gdzie byli? Gdzie byli? Więc da się! - rzucał kokieteryjnie, w szampańskim nastroju, śmiejąc się nieprzerwanie, Vaclav Milik. Vaclav Milik przeżył w finale wielkie emocje Milik był jednym z głównych architektów sukcesu krośnieńskich Wilków. To on trzymał za swoimi plecami Rohana Tungate’a, który starał się odwrócić losy dwumeczu. Gdyby Australijczyk wyprzedził Czecha, w przyszłorocznej Ekstralidze jechaliby zielonogórzanie. Milik doskonale pamiętał przebieg tego wyścigu. - Przeżyłem to strasznie. Mieliśmy dobry start, pędziłem przez chwilę za Andrzejem, ale widziałem, że cały czas przy krawężniku chce mi wjechać Rohan. Musiałem więc zjechać do środka toru i mieć go pod łokciem, żeby go widzieć i gdy będzie mi się wpychał przy krawężniku, żeby go przymknąć. Blokowałem go, bo wiedzieliśmy o co jedziemy, więc nie chciałem go przepuścić i udało nam się. Masakra - mówił wyraźnie rozemocjonowany, ale równie widocznie szczęśliwy reprezentant Czech. Gdy tylko rozpoczęło się rozmowę z Czechem, było słychać, że krzykom radości w sobotnie popołudnie nie było końca. Okazuje się, że zaczęły się one na torze. - Ten głos mam przez to, że jak dojechaliśmy do końca tego ostatniego biegu, przejechałem metę, to jedno okrążenie tak krzyczałem. Rano nie mówiłem w ogóle, teraz jest już lepiej - mówił. Milik skomentował decyzje Kuśmierza Czech w rozmowie z Interią odniósł się do decyzji sędziego Artura Kuśmierza, które wzbudziły wielkie kontrowersje. Rzadko zdarza się, że kibice obu drużyn zarzucają sędziemu "gwizdanie" pod drużynę przeciwną. Milik był jednak w swojej ocenie ostrożny. - Za dużo się na tym nie skupiałem, bo skupiałem się na sobie, ale widziałem, że często są przerywane te biegi. Nie powiem, że sędzia robił coś źle, bo te ruchy tam były, ale bardzo niewielkie i niedające żadnych korzyści. Oglądałem ten mecz z powtórkami i musiały te być przerwane, bo te delikatne mikroruchy były. Taką sędzia ma pracę - komentował Milik. Reprezentant Wilków skomentował też decyzje z biegu czternastego. - Oczywiście awans wywalczony na torze, a nie przez wykluczenie rywala smakuje dużo lepiej - mówił śmiejąc się szeroko Milik. - Ale co do tej sytuacji powiem, że sędzia powtórzył ten bieg, ale ja nie wiem, czy bym go powtórzył w pełnej obsadzie. Było dużo miejsca, gdzie można było jechać, ale cóż. To był finał, walka toczyła się o wszystko - powiedział Vaclav Milik, pełen zrozumienia dla sędziego. Zobacz także: Ekstraliga go nie chciała, więc sam się do niej wprosił Nawet sędzia im tego nie zabrał! Wilki Krosno w PGE Ekstralidze! Siedmiu wspaniałych play-off. To są prawdziwi mężczyźni