Kryterium Asów to jeden z tradycyjnych turniejów otwierających sezon żużlowy w Polsce. Przez lata oficjalnie był on właśnie tym pierwszym startem dla większości zawodników. Obecnie tych zawodów jest więcej, bo mamy choćby memoriały: Jancarza, Smoczyka czy Idzikowskiego i Czernego. Kryterium Asów to w pewnym sensie także turniej memoriałowy, bo poświęcony pamięci Mieczysława Połukarda, byłego zawodnika Polonii, pierwszego Polaka w finale mistrzostw świata, który zginął tragicznie jako trener. Wjechał w niego jeden z adeptów, który stracił panowanie nad motocyklem. Najbliższe Kryterium Asów będzie miało jeszcze jednego patrona. Posiadacz najlepszego czasu dnia wygra memoriał Zbigniewa Raniszewskiego, tragicznie zmarłego w Wiedniu byłego żużlowca. Jest to tym samym powrót do tradycji. Niegdyś Criterium Asów (tak się pisało nazwę zawodów) było właśnie dedykowane temu zawodnikowi. W latach 1958-1975 turniej nazywał się nawet "Memoriał Zbigniewa Raniszewskiego". Na jakiś czas tradycję porzucono, ale Jerzy Kanclerz postanowił ja reaktywować, co warto pochwalić. Dla kibiców dbanie o takie rzeczy jest bardzo istotne. Tragiczna historia Raniszewskiego. Ciało leżało na bocznicy Zbigniew Raniszewski urodził się w Toruniu i reprezentował barwy zarówno miejscowego klubu, jak i tego będącego rywalem zza miedzy, czyli z Bydgoszczy. W 1956 roku wystartował w meczu Polski z Austrią w Wiedniu. W jednym z biegów sczepił się z rywalem i pojechał wprost na betonowe, niezabezpieczone schody. Zdarzenie wyglądało potwornie. Raniszewski tuż po wypadku żył, ale zmarł w szpitalu. A przynajmniej tak twierdzili Austriacy, którym jednak w tej kwestii nie można było absolutnie wierzyć. Od początku tuszowali wszystkie ślady mogące świadczyć o niedopełnieniu obowiązków. Rodzina Raniszewskiego miała wielki problem ze ściągnięciem ciała do Polski. Zwłoki leżały na bocznicy kolejowej w Czechach, co jest po prostu zbezczeszczeniem. Transport miał się odbyć pociągiem towarowym, co także nosi znamiona skandalicznej postawy organizatorów. Przez wiele lat sprawa była wyciszona, ale dopiero w 2011 roku uzyskano nagranie z zawodów, które wielu osobom otworzyło oczy. Śmierć Raniszewskiego była następstwem wielu zaniedbań, które próbowano ukryć. Nowe światło na tę tragedię zostało rzucone głównie dzięki staraniom rodziny zmarłego żużlowca, walczącej o prawdę. Do dziś wielu rzeczy jednak nie wiemy.