Tragiczne wieści z belgijskiego Heusden-Zolder zszokowały świat polskiego żużla. Grzegorz Knapp był w nim postacią szanowaną i lubianą, choć - należy to przyznać - coraz bardziej zapominaną. 3 lata przed śmiercią praktycznie zakończył swoją karierę żużlową. Nigdy nie należał do największych gwiazd klasycznej odmiany speedwaya. Reprezentował barwy klubów z Grudziądza, Gdańska, Lublina i Krosna. Uchodził za solidnego ligowca. Grzegorz Knapp - najlepszy Polak na lodzie O wiele lepiej wiodło mu się na torach pokrytych lodem. Bez dwóch zdań należy uznać Grzegorza Knappa za najlepszego Polaka w dziejach ice speedwaya. W 2011 wywalczył awans do cyklu GP w tej właśnie formule. Miał na swoim rozkładzie wielu zawodników, również Rosjan uchodzących za dominatorów. Specyfika lodowych zmagań pozwala zawodnikom na prowadzenie karier do znacznie późniejszego wieku, więc wielu ekspertów widziało w nim nadzieję na przerwanie hegemonii reprezentantów Sbornej. Kiedy mrozy puszczały, a żużlowe silniki zaczynały warczeć na stadionach, a nie lodowiskach, Grzegorz Knapp wskakiwał za kierownicę ciężarówki. Regularnie kursował na zachód Europy. Często pojawiał się w okolicach belgijskiego Heusden-Zolder, miasteczka chlubiącego się żużlowym torem. Tamtejsi działacze zaproponowali mu wzięcie udziału w zawodach. Dla Polaka - mimo kilkuletniej przerwy od zmagań na klasycznych obiektach - nie było to wielkie wyzwanie sportowe. Poziom czarnego sportu w krajach Beneluksu nigdy nie był zbyt wysoki. Knapp umierał, Belgowie patrzyli Niestety, równie mizernie prezentowały się zabezpieczenia i środki bezpieczeństwa. Wiraże otoczone były bandami nie dmuchanymi, a drewnianami. Co gorsza zamontowanymi na betonowych przęsłach. W jedno z nich Knapp uderzył głową. Żużlowiec wjeżdżając w łuk pędzi z prędkością ponad stu kilometrów na godzinę. Polak nie miał szans na przeżycie. Belgijscy kibice z odległości kilku metrów oglądali akcję reanimacyjną prowadzoną na torze. Po kilkudziesięciu minutach wyproszono ich z trybun. Zawody zostały przerwane. Nie udało się przywrócić akcji serca. Grzegorz Knapp odszedł w wieku zaledwie 35 lat. Po jego śmierci żużel w krajach Beneluksu - ledwo dychający już wówczas - zaczął zmierzać ku nieuchronnej zagładzie. Brakowało śmiałków do organizacji zawodów. Historia jego śmierci do dziś służy oficjelom za przykład tego, iż nie powinniśmy dopuszczać do ścigania się na obiektach niespełniających należytych standardów bezpieczeństwa. Nazwisko Knappa nie zniknęło jednak ze świata lodowych żużlowców. Jego schedę stara się kontynuować bratanek - Michał. Choć umiejętnościami nie dorównuje słynnemu stryjowi, to godnie reprezentuje Polskę na arenie międzynarodowej.